... że obejrzę coś dobrego. Dokładnie w sześćdziesiątej minucie filmu miałem już dość. babka bierze obrazek i nagle wyczuwa (widzi?) "miły dzień na plaży". I lecą wspomnienia z "perfekcyjnej pani domu". Litości.

Scena, gdy nasz bohater robi rozpiździel. Sypią się obrazy ze ścian, szkło na drobnice wbija się w ściany, podłogę, schody - dzieci smacznie śpią. Hardkor w piwnicy: łubu-dubu, z górki na pazurki, klaski i wrzaski - dzieci smacznie śpią.

Film wolnym krokiem zdradza swój poziom, ale minuta sześćdziesiąta, to już granica, której nie da się przekroczyć. Kolejna produkcja dla pustych jak bęben nastolatków. Kicz, tandeta i klimat jak w złej opowieści z BRAVO GIRL.

Nie dla mnie kino.

PS. Ostatni raz horror oglądałem 23.06.2013 roku. Był to eszpania movie pt. "Sierociniec" - i to był horror. Arcydziełem nie był, ale jak się włączyło, to do końca chciało się patrzeć, a po drodze nic co krew zalewa, tak jak to bywa w tejże "Obecności".