Oglądanie tego filmu dostarczyło mi wrażeń jakich nie dał mi jeszcze absolutnie żaden film. Co 
jednak najzabawniejsze, nie jest to zasługa bardzo dobrego skądinąd filmu a okoliczności w 
jakich był oglądany. 
Mogę śmiało, z ręką na sercu powiedzieć że po prostu nie mogło być lepiej. 
Postanowiliśmy ze znajomymi wybrać się poza sezonem do Szkocji, jako że taniej, mniej 
turystów i zdecydowanie klimatyczniej. Na miejsce docelowe wybraliśmy okolice jeziora Loch 
Ness, a dokładniej miejscowość o nazwie Drumnadrochit. Kierując się rekomendacją znajomej 
wynajęliśmy samotną chatkę na szczycie góry u podnóża której leży owe miasteczko. Całe to 
miejsce wygląda tak że starsze małżeństwo do których należy owa góra, postawiło na niej w 
dosyć sporych odległościach około dziesięciu chatynek. Wynajmuje się od nich taki domek, 
pierwszego dnia nas witają, dają klucze, życzą miłego pobytu i pozostawiają nas samych sobie. 
Chatki stoją od siebie w dosyć dużych odległościach tak że mieszkając w jednej nie widzi się 
pozostałych. Nasza sytuacja wyglądała tak, że jako luty jest relatywnie mało popularnym czasem 
na tego typu wypady, na całej górze byliśmy jedynymi lokatorami! Nie ma żadnych latarni, 
chodników itp. jedyne światła jakie widzieliśmy to światła miasteczka w dole. Sama góra 
wygląda tak jak można wyobrażać sobie górę w sercu Szkocji. Nasz domek znajdywał się tak 
wysoko, że jak raz postanowiliśmy wejść na nią pieszo po całodniowym przemierzaniu szlaków, 
dojście do naszego domku zajęło nam ponad godzinę. Dodatkowo już na starcie byliśmy 
zmęczeni całym dniem i jeszcze mieliśmy ze sobą duże zakupy które zrobiliśmy w miasteczku. 
Śmiechu i przeklinania było co nie miara, ledwo bo ledwo, jakoś weszliśmy. Co zabawne, 
podczas wchodzenia stwierdziliśmy że taka góra to świetne schronienie w razie zombie 
apokalipsy. My jako żywi ledwo daliśmy radę wejść :) 
Tak więc izolacja była niezwykle dosadna, tylko czekaliśmy aż w nocy napadnie na nas 
psychopata pokroju Jasona :) 
 
Jako że domki są wyposażone ponad wszelkie oczekiwania, wiedzieliśmy że będzie tam 
telewizor i dvd. Postanowiliśmy więc zabrać ze sobą jakieś klimatyczne filmy na ewentualny 
seans. 
Pewnego wieczoru, po dniu pełnym wrażeń gdy wróciliśmy już do naszej cudownej chatynki, 
zjedliśmy i pobraliśmy prysznice postanowiliśmy obejrzeć wreszcie jakiś film. Padło właśnie na 
"Obecność". Zrobiliśmy drinki (whiskey z kolą), skręciliśmy blanta, rozpaliliśmy w kominku i 
pogasiliśmy wszystkie światła. Rozsiedliśmy się na kanapach i fotelach poowijani w koce i przy 
świetle kominka i blasku księżyca w pełni (16.02) który wpadał przez oszklone drzwi prowadzące 
z salonu na teren przed domkiem zaczęliśmy seans. 
Wrażeń dodatkowo zintensyfikowanych paleniem po prostu nie jestem w stanie opisać. 
Domyślam się jedynie że na mojej twarzy gościł permanentny wytrzeszcz. Muszę przyznać że 
atmosfera jaka panowała podczas oglądania filmu zmiażdżyła mnie. 
Żeby tego jeszcze było mało przypadek, bądź przeznaczenie zgotowały nam takie zakończenie 
filmu jakiego sam bym nie wymyślił. Seria okoliczności była wręcz uwieńczeniem tego seansu. 
Film kończy się sceną w której kamera najeżdża na kręcącą się pozytywkę w której lusterku 
wcześniej można było zobaczyć ducha. Siedzimy więc pełni napięcia, wpatrzeni w telewizor i 
kręcącą się coraz wolniej pozytywkę kiedy stało się coś niezwykłego. Nagle zgasł telewizor razem 
ze wszystkimi sprzętami w domu i znaleźliśmy się w salonie oświetlonym jedynie trupim 
blaskiem księżyca! Wtem do salonu weszła zdezorientowana koleżanka którą trochę bardziej 
ścięło i jako że nieco bardziej strachliwa, poszła się położyć. Jedyne co byłem w stanie w tym 
momencie do niej powiedzieć to było "Błagam, powiedz mi że postanowiłaś zrobić nam kawał i 
specjalnie wyłączyłaś prąd". Jej odpowiedź brzmiała "Ale ja nie wiem jak". 
Po chwili zorientowaliśmy się co się stało. Najzwyczajniej w świecie skończył nam się prąd :) 
Energię w domkach ładuje się samemu poprzez wrzucanie funtów do specjalnej skrzyneczki. 
Niesamowite jednak że prąd skończył się dokładnie w ostatnich sekundach filmu, gdy napięcie 
rosło szykując ostatni dreszcz oraz że ten moment zbiegł się z chwilą w której koleżanka 
przebudziła się i odzyskała chęć do dalszego wspólnego spędzania wieczoru. 
 
Na nasze nieszczęście (a raczej wręcz przeciwnie) okazało się że nie pomyśleliśmy o tym żeby 
wcześniej rozmienić pieniądze, a jako że czarodziejska maszynka prądu wybrednie przyjmuje 
tylko funty w postaci monet, resztę magicznej nocy duchów spędziliśmy przy blasku świec i 
księżyca ;) 
 
Wydaje mi się że ta noc nie mogła być bardziej idealna. Przepiękne, zapierające dech w 
piersiach i fascynujące miejsce, doskonała pogoda z księżycem w pełni, wyborowe towarzystwo, 
świetny film i niewiarygodne zbiegi okoliczności. Mam wręcz wrażenie że takie chwile mają 
miejsce tylko kilka razy w życiu i są darami od rzeczywistości która daje nam do zrozumienia że 
światem nie rządzi przypadek :)