Poza naprawdę niszowymi produkcjami mamy ostatnio istny dramat, jeśli chodzi o gatunek.
Po pięćdziesięciu ośmiu częściach "Piły" i tyluż co najmniej "Paranormal Activity" wreszcie
mamy coś co straszy. Naprawdę straszy. Co więcej, daje frajdę z bycia w kinie, bo -
przynajmniej ja - wreszcie trafiłam na film, przy którym nie patrzyłam w żadnym momencie na
zegarek. Oczywiście, nie umknął szponom "amerykańskości", ma to swoje nieszczęsne
horrorowe katharsis i parę autentycznych bzdurek, które trochę odejmują całości, ale mimo
tego działa tak jak powinien działać horror. No i nie jest to kolejny remake. Jedno mnie tylko
nurtuje - na ile to jest zgodne z "faktami". W potężnej książce dotyczącej egzorcyzmów
czytałam, że osoba niekonsekrowana, zdająca sobie sprawę z ryzyka, jakie niesie egzorcyzm,
nie podjęłaby się go, wiedząc że może narobić prawdziwego problemu. Ktoś gdzieś czytał o
całej sprawie? Abstrahując od kwestii wierzę/nie wierzę - czy rzeczony pan warren według
źródeł rzeczywiście się na to targnął?