Norwegia, państwo malowane pięknym krajobrazem i opisywane przez świat, jako coś bliskiego egzystencjalnej utopii. Jednak w filmie Molanda, nie wszystko złoto, co się świeci.
W sposób iście mistrzowski, reżyser ''przy pomocy'' scenariusza Duńczyka Kima Fupza Aakesona, obnaża z całą premedytacją tutejsze społeczeństwo, by ukazać nam, jak wiele obłudy jest w prawdzie o Norwegach, którą nas zawsze karmiono. Oczywiście na potrzeby charakteru filmu, pewne rzeczy podkoloryzowano, by wszystko miało jeszcze bardziej absurdalny wydźwięk.
''Obywatel roku'' zaczyna się mocnym i tajemniczym wejściem, by już po chwili, jak to zazwyczaj bywa w kinie skandynawskim, spowolnić tempo. Nie jest to jednak żadną wadą.
W ospałym klimacie cudownej zimowej norweskiej scenerii, rozgrywa się dramat przeciętnej rodziny. Spokojny zazwyczaj człowiek, zaczyna szukać zemsty po śmierci syna, a może bardziej niż samej zemsty, chce zrozumieć jakie były jej przyczyny. Zadanie wydaje się o tyle trudniejsze, gdyż chłopak ginie z rąk grupy przestępczej. Ojciec nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, na jak grząski teren wkracza i wyrusza w poszukiwaniu głowy mafijnej rodziny. Historia zaczyna nabierać impetu, a to czego zaczynamy być świadkami, przypomina po trochu twórczość braci Coen.
Wydarzenia jakie spływają na Nielsa w drodze do celu, który sobie obrał, wywracają do góry nogami świat wielu ludzi, niektórych na tyle, by przenieśli się oni w ostatnią podróż do bram niebios.
Hans Petter Moland fantastycznie przerysował charaktery postaci, na czele z kapitalną karykaturą młodego zakompleksionego szefa mafii Hrabiego, lub jak kto woli Księcia. Uruchamiając machinę zemsty, wplątał mądrze w całą intrygę konkurencyjną (wrogą) bałkańską szajkę. Przy okazji pokazał krycie się z odmienną orientacją seksualną, światek przestępczy biznesu narkotykowego, oraz obarczanie się winą. Dla przykładu, kobiety w filmie Norwega przedstawione są jako nieco słabsza jednostka społeczna.
Świetnym pomysłem (równie absurdalnym), jest pozbywanie się ciał przez Nielsa, oraz umieszczanie na ekranie klepsydr po każdym zgonie. Niektórych ofiar nie jesteśmy nawet w stanie poznać bliżej...
Mroczny klimat niosący się od pierwszych minut w połączeniu z ośnieżonymi kadrami (piękne zdjęcia Philip Øgaard!) nie zapowiada niczego zabawnego. Jednak czarnej komedii jest tu całe mnóstwo. Trzeba tylko umiejętnie wydostać humor na powierzchnię, dostrzec go, zauważyć.
O epizodycznych rolach nie ma się co rozpisywać, ale wypada powiedzieć, że są zagrane nieźle. Stellan Skarsgård prezentuje się jak zawsze dobrze, ale jest jedna postać, która bez dwóch zdań może pozostać na długo w pamięci widza. Mowa o Hrabim, granym przez Påla Sverre Hagena. Aktor wydobył ze swojego ''bohatera'' ile się dało, tworząc wyrazistego psychola, bo tak trzeba wyraźnie o nim, przy tym niedojrzałą, zagubioną osobę, dosłownie karykaturę bandyty. Hagen zrobił to doskonale. Śmiało można wziąć pod lupę jego karierę.
''Obywatel roku'' sam w sobie jeżeli chodzi o temat przewodni, nie jest niczym świeżym w kinie, lecz to w jaki sposób bawi się z nami tą opowieścią Moland jest pewnego rodzaju mistrzostwem. I za to należy film ten chwalić.
Filmowcy spisali się naprawdę dobrze, począwszy od scenariusza, krocząc przez reżyserię, skończywszy na sprawach technicznych, czyli zdjęciach, muzyce i dźwięku.
Cóż, pozostaje tylko polecić tym osobom, które lubują się w takim kinie. Gdyby Coen'owie dostali taki materiał i by z niego skorzystali, wcale nie musieliby zrobić dużo bardziej lepszego filmu, niż Moland.
7,5/10