Nie wyobrażam sobie, aby po doświadczeniach Bravo Two Zero- ponownie wyszedł numer z
kozami.
sprawdziłem w Wiki i faktycznie. Ale to jakiś koszmar, że po ponad 10 latach popełniono dokładnie te same błędy- kiepskie rozpoznanie, brak łączności, słaba orientacja w terenie- masakra.
dowódca oddziału popełnił błąd wycofując się w miejsce potencjalnego najbliższego lądowiska- miejscowi talibowie doskonale znali takie potencjalne lądowisko, oraz drogi dotarcia tam. Chłopaki z SAS poradzili sobie lepiej- 1 zasada, zamiast iść do tyłu przeć na przeciwnika, aby zasiać w jego szeregach popłoch. No ale to tylko film a Seals mieli lepsze rozeznanie i pewnie podjęli najlepszą w tamtym momencie decyzję. Koszmar- tyle ofiar z powodu takich "podręcznikowych" błędów - bo ponoć Brawo 2 0 jest analizowana w szkółkach komandosów na całym świecie.
Czytałem ostatnio książkę Navala przetrwać belizę i pisał on, że w GROM'ie gdy napotykają na kontakt to raczej co chwile odskakują. Chwilę postrzelają do przeciwnika i odskakują i znowu chwile ostrzeliwują i znowu zrywają kontakt odskakując do tyłu.
Tutaj też nie mogli nacierać na przeciwnika bo było ich tylko 4, a nie 8 jak w Bravo 2 Zero. Marcus pisał w książce, że gdyby było ich trochę więcej niż 4 to pewnie by dali sobie radę. Polecam książkę tam jest lepiej opisywane jak przebiegła cała walka.
Tylko, że przeciwnika było steki :) W dodatku jak już kolega wspomniał, było ich tylko 4 więc:
-We flankach muszą napierać po 2 co znacznie zmniejsza ich siłę ognia i szansę na przetrwanie (jest motyw w filmie kiedy w ten sposób się poruszają)
-Napierając całą grupą zostaniesz otoczony
-Górzysty teren znacznie zmniejsza przewagę komandosów co w sumie w filmie też było zaznaczane
mogli spadać od razu jak się zorientowali, że przeciwnika jest za dużo i nie mają łączności- szkoda chłopaków- wszystkich z obu stron w sumie. Gdyby zlikwidowali cel, pewnie cześć Talibów dałaby sobie spokój.
Nie mieli jednak rozkazu zlikwidowania celu, a samowolka w wojsku nie jest nagradzana w żaden sposób. Podejrzewa się, że inny oddział talibów (nie Ci z wioski) wiedział o nich wcześniej (przed natknięciem się na pastuchów), stąd taka szybka reakcja i zorganizowany atak.
"samowolka w wojsku nie jest nagradzana w żaden sposób"- wiem, wiem. Trochę w temacie jestem obeznany, ale o tej konkretnie akcji nie słyszałem, w sumie nic dziwnego- żaden to sukces.
:D Właściwie to ja też, bazuję jedynie na tym co wyczytam o książce i co widziałem na filmie oraz co zdarzyło się naprawdę (o ile można uznać jedyną wersję wydarzeń za prawdziwą). ^-
Teren do prowadzenia akcji zaczepnej był fatalny - niestety wszystko co można było zrobić, to próba oderwania się od nierozpoznanych sił przeciwnika i szukanie pola walki korzystnego do wykonywanie podstawowych manewrów... to tak w telegraficznym skrócie. Żal chłopaków, bo walczyli dzielnie...
Realizm filmu pod kątem prowadzenia ognia i podstaw taktyki obronno-zaczepnej jest bardzo dobry. Seals mogli się szybciej przemieszczać, ale nie zapominajcie, że to była operacja w słabo rozpoznanym terenie i w pełnym ekwipunku. Dystans do pokonania był trudny do określenia - nie mogli po prostu uciekać bez zachowania 100% zdolności bojowej. Przewidywano element zaskoczenia, a nie walki obronnej - tym bardziej nie przez 4 osobowy zwiad. W czterech naprawdę ciężko się skutecznie ostrzeliwać przeciwko takiej przewadze... Można się przyczepić do zbyt teatralnych skoków/spadania ze skał - to faktycznie jest bzdurne, ale kino ma swoje prawa. Może myślałem stereotypowo, ale mnie uderzyła postawa wieśniaków, którzy pomogli rannemu - ale końcowe napisy na szczęście zatarły ten niesmak. Pozdrawiam
do żadnego z tych elementów się nie czepiam- no może poza spadaniem, ja po takim upadku byłbym cały połamany a po kilku uderzeniach głowa w kamienie, martwy. Nie czepiam się filmu tylko samej akcji- to jest już normą, że komandosi dostają po tyłku gdy tracą łączność na nieznanym terenie z przeważającą siłą wroga. Albo wciąż przeważa wśród samych operatorów i ich dowódców mentalność Johna Wayna, albo książkowe przykłady porażek niczego i nikogo nic nie nauczyły. Od operatorów oczekuje się ciągłej koncentracji na zadaniu, z filmu wynika, iż dowództwo już takiej koncentracji nie zachowuje- może ze względu na dużą ilość operacji ale to nie usprawiedliwia. W dobie bezogonowców, przewagi w powietrzu, komunikacji satelitarnej wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik, a w razie wtopy, powinny być przygotowane drogi ucieczki. Gdybym ja był głównodowodzącym, nasłałbym prokuratorów wojskowych, bo chyba nadszedł już czas na wyciąganie wniosków z przeszłości, a nie ciągłe popełnianie tych samych błędów.
W samym filmie denerwowała mnie trochę drewniana gra aktorska, film przypominał mi paradokument, a nie fabułę gdzie grają zawodowcy.