świetny..?
film to zlepek scen, które silą się by wspołtworzyc jakas fabułę.
Po wycieciu ktoregokolwiek fragmentu cała reszta pozostaje bez zmian.
Przyklady (uwaga, spoilery):
1. Scena z samolotem byla tylko po to by się znów pośmiac z Łysego Jasia i tłukących go niemców. Zupelnie nic nie wnosi.
2. Podroz autem tylko po to by sie pośmiac, ze 'baba za kółkiem' , śmieszna nawet, mamy w tym odnalezc siebie i facet ma podczas jej trwania spojrzec wymownie na swoją partnerke siedzącą obok w kinie.. tylko znow.. jakby jej nie bylo to co?
3. Przyjazd rodzicow był tylko po to by matka mogla strzelic focha, a stary mogł powiedziec "zajebisty pomysł". (taa. to mu akurat wyszlo). Aha, jakby tej sceny nie bylo to film by coś stracil?
4. Wieczór kawalerski. Popili, popalili. FAjnie, smieszie.. ale.. hm.. jw.

Ktoś powie, ze film powinien sie wlasnie z wspolgrajacych scen skladać, czepia sie pan! Tylko.. tutaj te sceny nijak nie wspolgraly. Mozna rownie dobrze cos dodac i tez to nic nie zmieni.

Scenariusz to dno.. Jakby przy stole usiadło 10 osob, kazdy mial jakis pomysl i wykorzystano wszystkie..

na szczescie Glinka i Żmuda troche poparadowały w bieliznie, wiec z męskiego punktu widzenia, walczyły by uratowac film! Probowaly dzielnie, ale w drugą stonę ciągnela Foremniak.. do dzis sie krzywię na samą myśl..

podsumowujac: bylo ciezko ale jakos dałem rade. Nie, cycków nie było, choc czekalem.