Niedoceniony w Cannes film Kin duk Kima jest poetyckim wyznaniem o życiowych barwach w ponurej scenerii więziennej. Nie zabrakło odważnych scen, świetnych aktorów i tego czegoś, co czyni ten obraz ważnym. Dla wielu film może być o niczym i wydawać się nieco dysfunkcyjnym, ale ważne jest to, że Kim tchnął w tą historię życie i udowadnia po raz kolejny, że radzi sobie z narracją jak mało kto. Scenariusz nie ma historii prostolinijnej poprowadzonej od Punktu A do C przez B . Są to raczej polepione wątki pełne uroku, pasji i ekspresyjności, mimo, że film jest bardzo minimalistyczny i nieco powolny. Nie zawiodłem się, bo wielkich oczekiwań nie miałem, obejrzałem 70% filmów tego reżysera i wiem, czego mogę się po nim spodziewać.