Nie lubię pastwić się nad filmami, bo szanuję gusta innych. Ale ”A Night at the Roxbury” (po jakiego grzyba ktoś to przetłumaczył na Odlotowy duet?) to moim zdaniem nieporozumienie. Nie trawię aż tak głupawych komedii i korci mnie, żeby dać 1. No dobra 2, za muzykę z lat szkolnych, do której mam sentyment i za Chazza Palminteriego, który w tym filmie był przysłowiową perłą rzuconą przed wieprze. Dziwi mnie, że nie został wymieniony w czołówce. Chociaż z drugiej strony... może nie chciał swoim nazwiskiem firmować takiego gniota. Kilka lat temu oglądałem w sieci skecz, w którym oprócz filmowych braci wystąpił Jim Carrey. Wszyscy trzej ruszali w bok głowami w rytm piosenki ”What is love” Haddaway’a. Sam skecz był śmieszny, film jako całokształt, jak dla mnie niejadalny.
PS: Przepraszam wszystkich, którzy poczuli się urażeni moją wypowiedzią.
To jest komedia a nie film psychologiczny czy jakas biografia, rozprawiles sie z nim jakby nie wiadomo co to byl za obraz, jak dla mnie swietna komedia z duza dawka "dobrego" humoru nie to co badziewia dzisiaj. Troche dystansu, to nie kolejna ekranizacji Titanica
Muzyka (Haddaway - Wahat Is Love) to jedyna rzecz, która w tym filmie mi się podobała. Z sentymentu, ponieważ słuchałem tego na przełomie mojej podstawówki i ogólniaka.
Może pojechałem zbyt ostro ale ta komedia w moim odczuciu była kompletnie nieśmieszna. Wolę zdecydowanie inny rodzaj humoru. A jeśli chodzi o "Titanica" to również nie jestem jego fanem. Postrzegam go jako film poniżej oczekiwań i uważam za jeden z najgorszych spośród nagrodzonych Oscarem za najlepszy film. Pozdrawiam.