Nie czytałem oryginalnej, debiutanckiej powieści Toma Tryona, na której podstawie jest film, ale zdaje się on być jej koślawym streszczeniem. Chaotyczna budowa, spora liczba postaci o których zaledwie wspomniano oraz niechronologiczna kompozycja, tylko na to wskazują. Nie ma jednak co ukrywać- nawet jeżeli sam pomysł był świeży, to wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Podstawowa sprawa- oznaczę temat jako spoiler, ale nie wiem po co- kim jest Holland można się domyślić od razu. Reżyser nie potrafił zachować aury tajemnicy i przedstawić spraw, tak byśmy wciąż mniemali że brat głównego bohatera żyje. Od początku wiedziałem że jest tylko wyobrażeniem. Film stracił więc główną broń, którą jak podejrzewam miała książka- nie miał zaskakującej puenty.
Do tego rozciągnięty do granic możliwości początek wcale nie gra na korzyść "Odmieńca". To na prawdę "magiczny film"- zasnąłem na nim 3 razy, oglądając go w środku dnia. Czyli w zasadzie powtarzam seans już od 2 tygodni. Niewiele się dzieje w pierwszej połowie tej opowieści. Możemy zaobserwować głównie zabawy małego chłopca na wsi. Mało przemyślane jak na mroczny thriller, z elementami parapsychologicznymi. Zwłaszcza że nie widzę by dłużyzny czemuś służyły.
Zalety są. Jest ich nawet sporo i wydaje mi się że gdyby większy budżet i lepszy montaż, mogło by wyjść z tego coś na prawdę ciekawego. Bo klimat, oraz mroczna muzyka świetnie tworzą nastrój. Bracia Udvarnoky są świetni w swoich rolach. A zakończenie nawet robi wrażenie. Tak więc wcale nie twierdzę że to kompletnie nieudany film. Szkoda że mógł być lepszy, co dziwi mnie podwójnie gdy spojrzę na nazwisko reżysera...