Ten film po części jest jak łemkowska grupa Lemon ,która 
wygrała wczoraj Must be the music. To znaczy ,podpiszę się pod 
słowami Łozo ,''trochę grunge, reszta soul''. A więc mocne granie 
nie tylko dla ucha ,ale i dla duszy. ''Odważna'' (tytuł wprawdzie 
banalny) jest właśnie takim filmem. Nie tyle rozrywkowym czyli 
dobrze skrojonym dla oczu i uszu co głębokim ,dającym do 
myślenia, co my byśmy uczynili, jak się zachowywali, jak Żyli 
,gdyby nas spotkało takie przykre doświadczenie? Oczywiście 
formą film ten nie dorównuje świetnej grupie Lemon. Ale ja 
znalazłem te wspólne mianowniki. 
Popiszę więc krótko o tym nietypowym thrillerze, nasączonym 
ludzkim dramatem. 
Część rozrywkowa, czyli wszystkie przeżycia i zdarzenia powstałe 
po ''zbrodni'' ,a więc nie tyle chęć zemsty, co wykorzystywanie 
okazji i likwidowanie przez Erice przypadkowych ''złych'', jest za 
bardzo nagięta. Bardziej bym stawiał na ciągłe prześladowanie jej 
przez tamte wydarzenia, które doprowadzają w ostateczności do 
przełamania się i wymierzeniu własnej sprawiedliwości. Lecz z 
drugiej strony ,krzyknięto by, iż to jest za bardzo schematyczne. 
Dlatego ,pomimo tych wątków pobocznych, prowadzących w 
końcu do celu, które wyzwalają w niej większe pokłady chęci 
zemsty i uświadamiają ją w przekonaniu ,że jednak nie tędy 
droga, są znośne i sprawnie poprowadzone ,budują ciekawą 
całość. Mamy też do czynienia z momentami gdzie symbolika, aż 
razi w oczy, ale i tym razem nie na tyle, żeby dusić się z tego 
powodu. 
Choć tych kilka historii z wiadomo jakim finałem, jest trochę 
banalnych ,można je jakimś cudem przełknąć. 
Druga strona medalu to już jej walka z samą sobą, a bardziej z 
nową obcą Ericą. Gdy się traci wszystko ,a tym wszystkim jest 
ukochana osoba i to jeszcze gdy ktoś zły w świadomy sposób 
kradnie jej życie, człowiek zastanawia się nad sensem 
czegokolwiek. Zadaje sobie pewnie mnóstwo pytań i ciągle szuka 
odpowiedzi. Nasza bohaterka przechodzi właśnie taką przemianę. 
Ma świadomość tego, że jej życie 11 czerwca zawaliło się i nigdy 
już nie będzie takie jakie było. Zwłaszcza, gdy się miało ogromne 
plany na jego resztę. Plany ,których nie zniszczył wypadek, 
choroba lub po prostu rozstanie. Plany ,które zdeptało dwóch 
przypadkowych debili, czekających tylko na taką okazję. 
Pada więc pytanie. Jak my byśmy się zachowali po takich 
przeżyciach, po takiej traumie? Ile z nas szukałoby zemsty, a ile 
nie robiło zupełnie nic i próbowało od początku, ale żyć dalej? 
Ile w końcu nie potrafiło się odnaleźć co poprowadziło by do 
samodestrukcji? Pytań wiele, ale nie sądzę ,aby każdy się nad 
tym zastanawiał. Spora część zapewne ''Odważną'' potraktuje jako 
kolejny film o mścicielu lecz tym razem ''Charlesie Bronsonie w 
spódnicy''. Tak więc mamy dwie strony medalu. Czas więc na 
''kropkę nad i'' czyli formie przedstawienia tego filmu od strony 
aktorskiej i technicznej. 
Jodie Foster znakomicie odgrywa rolę walczącej ze swoją 
psychiką. Emocje, kamienne twarze, spojrzenia, gesty i cała 
masa wszystkiego co jest związane z porządną grą aktorki, że aż 
chce się bić brawo. Rewelacyjnie to zostaje przez nią nam 
ukazane. Skupienie i prawidłowość. Pierwsza klasa. 
Są również inne ,drugoplanowe świetne role. Solidne i 
dopracowane. Tak więc pod kątem ukazania w emocjonalny 
sposób przez aktorów tego filmu jest na wysokim poziomie. 
Znakomite dialogi. Może nie wszystkie, bo jest kilka banalnych 
rozmówek, ale jednak mądre i dające do myślenia. 
Od strony technicznej również jest bardzo dobrze. Kamera kieruje 
nami tak, abyśmy mogli być jak najbliżej naszych bohaterów i 
miejsc w których oni sami się znajdują. Dobrze się to ogląda, bo 
tak jakby samemu się w tym uczestniczy. Lubię w kinie taki 
zabieg. Bliskość z widzem. Te powroty do wspomnień, na granicy 
lekkiego erotyzmu ,przeplatane z teraźniejszością i ścieżka 
dźwiękowa jak tym scenom (ale nie tylko tym) towarzyszy to 
zupełna bomba! Budowanie w ten sposób napięcia, za sprawą 
właśnie kamer, muzyki i dźwięku, na dużym poziomie. Bardziej to 
wszystko jest takie autentyczne i staje się uwypuklone. I jeszcze 
ten końcowy kawałek (chyba to Sarah McLachlan?), który wręcz 
wbija w fotel. 
Trąci jednak samo przekombinowane zakończenie filmu, 
naciągnięte za bardzo oraz scena w przejściu ,która za bardzo 
symbolizuje powrót i utratę strachu przez naszą bohaterkę. Nie 
wiem czy to aby potrzebne, ale jednak jest. 
Film jednak polecam ,a od siebie jako dobry oceniam na 7/10. 
pozdrawiam
Zarzucając mi takie coś, sam kłamiesz. Jesteś pewien? 
Jak nie wiesz ,to się nie odzywaj ok. 
Lubię sobie zapalić i coś od siebie zrecenzjonować. Nie wstydzę się tego, ani nie zaprzeczam. Jak zazdrościsz ,a nie wiem w sumie czego ,to też polecam ,a wówczas świat wyda Ci się zupełnie inny. Nie wiem czy lepszy czy gorszy, ale na pewno inny :) 
A tak na serio to odpisałeś do mojego drugiego posta czy do wcześniejszego? 
Jak do drugiego to nie mam o czym z Tobą rozmawiać. 
Poza tym to nie ja popełniłem błąd w swoich ocenach ,przypisując im swoje własne opisy ,a Ty. Zastanów się nad tym jeszcze raz może. Jeżeli nadal uważasz ,że tak jest jak piszesz to pozwól innym się wypowiedzieć. Nie bądź dupkiem ok. 
żegnam
Obświetliłem sobie Twoje oceny. Nie rozumiem ludzi ,którzy nie są tak zdecydowani jak Ty na przykład. W życiu codziennym również tak masz?
O_O jak wyjdę z szoku to na pewno coś napiszę, i nie bój się, nie będę Ci ubliżał.