Jedno z największych rozczarowań w historii kina.
Nawrócenie gangstera, watykańska mafia i ta drętwa Sophia... Całość sprawia wrażenie, jakby Puzo na bieżąco przerabiał nieukończoną publicystyczną dykteryjkę o banku watykańskim na potrzeby już kręconego Ojca chrzestnego i bliżej temu do Ostatniego dona niż do fascynującej i pełnej metafor przypowieści o rodzinie mafiozów.
Zastosowana tu po raz pierwszy przez Coppolę forma opery, znajdzie pełne rozwinięcie w świetnym Draculi. Ale to zbyt mało, by uratować 3, gdy 1 i 2 poszybowały tak wysoko.
To się nie mogło udać. Ta historia jest całkiem zbędna i okrutnie naiwna. Tym bardziej boli fakt, że Ojciec chrzestny II miał być finalną częścią sagi Corleone. Potwierdza to nawet trailer. Wsłuchaj się dokładnie w 3:39 min. - http://www.youtube.com/watch?v=PpMBUIvy8k4
Lektor wyraźnie mówi "final chapter" co sugeruje, że Coppola nie miał w planach trzeciej części. Pozostało żałować, że zmienił zdanie. Jak na tak duże rozczarowanie to twoja ocena i tak jest dość wysoka. Ja nie zamierzam niczemu z tą ścieżką dźwiękową wystawiać skrajnie niskiej oceny (a tu musiałbym) stąd nie oceniam.
Geneza filmu jest znana. Paramount stanął na skraju bankructwa, więc na szybko potrzebował ogromnego przeboju kasowego. Padło na dokrętkę Ojca Chrzestnego. Ale nie było ani scenariusza, ani czasu, by go napisać. Puzo dał więc co miał - watykański bełkot. Coppola zgodził się kręcić pod warunkiem, że film nie będzie nosił tytułu Ojciec Chrzestny... Potem biznes zwyciężył i wszystko potoczyło się własnym torem, dlatego jest to co jest.
Ale spróbuj zapomnieć, że to jest o rodzince Corleone, a zobaczysz, że film zasługuje na 5/10.