Jedyną wadą jest ciut nudnawa i ciągnąca się historia Micheala na Sycylii. Reżyser mógłby zrezygnować z tych kilkunastu minut filmu na rzecz czegoś bardziej wnoszącego do fabuły. Jako tako historia ta miała znaczenie jedynie dla III części ,kiedy Micheal uświadomił sobie że skrzywdził wszystkich bliskich.

Kreacje aktorów - super, Marlon - mistrzostwo, w szczególności rozmowa z grabarzem czy spotkanie głów rodzin.

Ale... moim zdaniem rola Freda była najlepsza w całej trylogii. Świetnie zagrał kulę u nogi rodziny Corleone, nieporadnego i wyłącznie psującego interesy. Człowieka zupełnie niepotrzebnego z punktu widzenia czysto kalkującego zyski , ale jako syn Dona musiał być gdzieś "przydzielony".
Świetna scena podczas zamachu na Vito , gdy zamiast strzelać , upuścił rewolwer i się popłakał.. Lub negocjacje z Moe Greene.
Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli.Aktor moim zdaniem z ogromnym potencjałem, szkoda że tak szybko odszedł...