Nie rozumiem jak można być aż takim malkontentem. Czy tak ciężko zrozumieć, że "Ojciec" zawsze pozostanie arcydziełem pod względem technicznym, narracyjnym i aktorskim nawet jeśli nie ma w nim plastyki waginy czy innych niepotrzebnych wątków z tej podrzędnej, prymitywnej i grafomańskiej książeczki typu pulp? Mogę się tylko domyślać, że należysz do tych, co oceniają ekranizacje tylko pod względem wierności oryginałowi, bo czego można się spodziewać po kimś kto trzyma w ulubionych takie banalne filmidła i jeszcze ośmiela się podważać wartość prawdziwego arcydzieła?
Dziękuję ci, że mogę obcować z tak znanym krytykiem filmowym. Dla wielu ludzi może Ojciec chrzestny być arcydziełem, dla mnie jest bardzo dobry. Oglądając film, po przeczytaniu książki, zauważyłem jak bardzo jest ubogi w wątki, których w książce było niesamowicie dużo. Bez przeczytania książki wiele rzeczy pozostałoby niewyjaśnionych. Po chłopsku: nie wciągnął mnie. Faktem jest, że gdyby reżyser chciał w całości zobrazować utwór Mario Puzo, musiałby trwać co najmniej 5 godzin. Mam nadzieję, że wybaczysz mi napisanie mojej opinii człowieku wyższej klasy społecznej. Dzięki za skrytykowanie działu moich ulubionych, rozumiem że nie będąc tak wielką osobą jak ty, nie mam prawa do swojego zdania.
"Ubogi w wątki" Jakie wątki? Kogo właściwie dręczą pytania kto stuknął Apollonię, co robiła druhna po weselu, czy jak wielkie przyrodzenie miał Sonny? Nie o tym jest ta historia.
To jest film, ma spójną narrację, ma rozwinięte do granic możliwości postacie, przekazuje esencję powieści i być może opowiada historię lepiej niż literacki pierwowzór. Do tego pod względem technicznym jest perfekcyjny i to najzwyczajniej w świecie fakt. Musiałbyś mieć cholernie dobre argumenty, żeby negować jego wielkość.
"nie wciągnął mnie" Troszkę to inaczej brzmi niż: "Książka to prawdziwe Arcydzieło, film bardzo dobry." Jedno jest opinią, drugie stwierdzeniem. Jedno z nich jest w porządku, drugie nie. Arcydzieło nie jest pojęciem subiektywnym.
" Faktem jest, że gdyby reżyser chciał w całości zobrazować utwór Mario Puzo, musiałby trwać co najmniej 5 godzin." Ale po co?
" Dzięki za skrytykowanie działu moich ulubionych, rozumiem że nie będąc tak wielką osobą jak ty, nie mam prawa do swojego zdania."
Przykro mi, ale jeszcze nie spotkałem nikogo kto trzymałby w ulubionych takie ckliwe tandety i równocześnie był wystarczający kompetentny, żeby krytykować największe dzieła kinematografii. Na razie nie zapowiadasz się na wyjątek.
I odpuść sobie sarkazm, ni to mądre, ni to śmieszne. Desperacki mechanizm obronny pochodzący od niemocy zaakceptowania własnej niewiedzy.
Nie wiem po co ciągniemy dalej ten wątek. Każdy z nas ma swoje zdanie, a narzucanie go drugiej osobie nie ma sensu. Każdy ma prawo do własnej opinii więc nie wiem dlaczego tak uparcie krytykujesz dział moich ulubionych. Pozdrawiam :)
Warto mieć jakieś argumenty potwierdzające wartość twojej opinii. Nie dajesz nic zostawiając tylko "to moje zdanie".
"Nie wiem po co ciągniemy dalej ten wątek" A jaki jest cel istnienia tego forum? Jeśli nie chcesz dyskutować w temacie, to po co atakujesz popularną opinię mówiąc, że film jest TYLKO bardzo dobry i nie zasługuje na miano arcydzieła, nie mając na obronę tego stwierdzenia żadnych sensownych argumentów?
Pozdrawiam.
Jest to już dość stary obraz, dla osób które typowo są na to nastawione, średni obraz uprzedzając twój argument: wiem, że był tworzony dawno temu, akcja toczy się powoli. Więc jeśli nie jesteśmy nastawieni na typowo takie kino, to ojciec chrzestny dla takiej osoby arcydziełem nie będzie. W książce lepiej ukazane są osobowości danych osób, lepiej ukazana jest struktura mafijna i stosunki międzyludzkie. Więc proszę nie narzucaj mi twojej opinii.
Znowu - arcydzieło to nie pojęcie subiektywne.
"średni obraz" Kadrowanie Gordona Willisa we wnętrzach jest genialne i nowatorskie. Początkowa sekwencja z Bonaserą jest nakręcona perfekcyjnie i efektownie działa na widza. O panoramach Sycylii również można by się długo rozpisywać. Przy odrestaurowywaniu z wiekiem także zyskuje na walorach wizualnych.
"akcja toczy się powoli" To akurat będzie moja opinia, a nie zwyczajny fakt - akcja wcale nie toczy się powoli, ona brnie do przodu. Jest płynna i nie ma żadnej sceny, która by nie rozwijała w jakiś sposób fabuły lub postaci (albo tego i tego). Jedyne które miały wolniejsze tempo to te, które polegały na budowaniu napięcia (szpital, restauracja).
"Więc jeśli nie jesteśmy nastawieni na typowo takie kino" Na takie kino wcale nie trzeba się specjalnie nastawiać, to nie art-house, to zwyczajne kino fabularne z kilkoma inspirującymi cytatami, a zrozumienie przekazu całości wcale nie jest wymagane dla pokochania filmu. Jeśli takie coś widza przerasta, to chyba jednak jakiś problem jest z nim, a nie z dziełem.
"W książce lepiej ukazane są osobowości danych osób, lepiej ukazana jest struktura mafijna i stosunki międzyludzkie." No i widzisz, to są już jakieś argumenty, a nie nic nie warte "nie podoba mi się". Potrzebujesz jednak jakichś przykładów. W jaki sposób lepiej ukazane są osobowości i stosunki międzyludzkie? W języku literackim łatwiej zaznaczyć czyjeś cechy bez popadania w banał czy oczywistość. W filmie potrzebujesz więcej subtelności. "Ojciec Chrzestny" daje ci tak wiele wiadomości bez gadaniny i wysilonej ekspozycji już w pierwszych 20 minutach filmu. Już wtedy nawet najbardziej nierozgarnięty widz wie jaki jest Don Corleone. Przez cały film Vito i Michael pojawiają się razem raptem w 3-4 scenach, mimo to doskonale wiemy jakie są stosunki między nimi, dzięki stylu scenariusza i subtelnościach zawartych w dialogach z innymi postaciami. Wątek Carlo i Connie pojawia się niby dopiero po dwóch godzinach, ale już wcześniej film daje nam wiele wskazówek dotyczących ich związku. Chyba najgrubsza kreską jest zarysowana różnica między spokojnym Tomem Hagenem, a wybuchowym Sonnym, jednak ten bystrzejszy widz zauważy hipokryzję w słowach i działaniach Toma na podstawie jego poprzedniej, zimnokrwistej akcji z Woltzem.
A struktura mafijna? Po pierwsze to prawie 100%-towa fikcja, po drugie nie to chce nam przekazać film.
"Więc proszę nie narzucaj mi twojej opinii." Nikt nikomu nic nie zarzuca, tylko są takie filmy których krytykować nie wypada nie mając na prawdę wielkiej wiedzy w temacie i dobrych argumentów. Mi się np. nie podobała "Siódma Pieczęć" i dałem jej trochę krzywdzącą ocenę jaką było 8, ale nigdy bym publicznie nie podważył jej wartości, ani faktu, że jest ona arcydziełem, bo nie jestem do tego wystarczającą kompetentny.
"Książka to prawdziwe Arcydzieło, film bardzo dobry." To nie jest *tylko* wyrażanie własnego zdania, to już swoisty atak. Następnie usiłujesz krytykować najważniejsze części składowe filmu i podważasz powszechne twierdzenie o tym, że film jest arcydziełem. Gdy na twoje zarzuty wobec filmu odpowiadam, wycofujesz się ze wcześniejszego stanowiska, co ponownie potwierdza fakt, że nie nadajesz się do poważnej dyskusji na temat filmu. Gdybyś po prostu napisał, że film ci się nie podoba i nie czyni cię to gorszym, nawet nie zwróciłbym na ten temat uwagi.
Widzę, że nie masz większych problemów. Zajmij się prawdziwym życiem a nie szukaniem kłótni na forum. :)
Widzę, że nie dojrzałeś do poważnych dyskusji na poziomie. Gdy skończą się konstruktywne argumenty (jeśli w ogóle jakieś miałeś) automatycznie przechodzisz do ad personam i stawiasz się w roli autorytetu dla osoby w internecie o której nie wiesz nic. Trzeba być na prawdę ostro zakompleksionym, żeby do takiego poziomu się zniżyć.
Kolejna błyskotliwa odpowiedź, jak miło. Wróć jak będziesz miał coś ciekawego do powiedzenia ;).
Mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż kłócenie się z gościem, którego nawet nie znam...
Nie, lecz dyskusja dwóch osób z własnymi racjami i żelaznymi poglądami, zwyczajnie nie ma sensu, jest bezcelowa.
Wcześniej pisałeś, że 'arcydzieło to nie pojęcie subiektywne'. Chciałbym jedynie dodać, że jak może nie być subiektywne, skoro składa się na to wiele indywidualnych opinii? To, że pewna grupa (nieważne jak mnoga) osób uważa coś za wyjątkowe nie oznacza, że to jest obiektywne. Tak naprawdę 'obiektywizm' nie istnieje.
A film zajebisty :)
Pozdro
Wiem, wiem kiepski dobór słów. Chodziło mi bardziej o to, że pewne kwestie jakościowe dzieł filmowych są praktycznie niepodważalne i nie powinny być kwestionowane przez zwykłego szaraczka bez wiedzy o kinie równej wybitnym krytykom. To że kogoś nudzi historia w "Ojcu", czy śmieszy aktorstwo w "Siedmiu Samurajach" nic nie zmieni i takie opinie zawsze będą w pewien sposób "mniej obiektywne" od zbiorowych, chyba że ta osoba ma naprawdę poważne argumenty, co zdarza się raczej nieczęsto.
Pozdro
Zgadzam się , i uważam że jest o wiele lepszy od książki , bardziej prawdziwy i poetycki , druga częsc jest również genialna prawie tak samo jak 1 , szkoda że finalna częsc nie ma juz tego klimatu .