Niczego mi w tym filmie nie brakowało. Rewelacyjny Marlon Brando, jego głos, który
powoduje dreszcze na plecach, spojrzenie - nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej
roli.
Al Pacino - moja kinowa miłość, że tak powiem :), uważam, że trochę niedoceniony. Każdy
zachwyca się tylko Marlonem Brando, a jakże on pięknie zagrał w całej trylogii. W "Ojcu
chrzestnym" zachwyca mnie jego opanowanie, nie musi używać słów, by wyrazić to, co
czuje, myśli. Jest piękny w tym filmie, zresztą w całej trylogii. To postać, nad którą wiele
razy
się zastanawiałam, najbardziej do mnie przemówiła właśnie postać Michaela. Jestem
pełna podziwu. Jeden z moich ulubionych filmów.