Z wielce pozytywnym nastawieniem zasiadałam do oglądania "Ojca chrzestnego". Byłam bardzo ciekawa, co widownia, krytycy widzą w tym filmie, że wokół niego roztacza się pewnego rodzaju kult, otrzymał masę nagród... Niestety, pomimo wspomnianego dobrego nastawienia, nie obejrzałam całości. Doceniam rozmach, z jakim stworzono tą produkcję (biorąc pod uwagę ówczesne czasy, toż to 1972 rok!), aktorsko też nie mam nic do zarzucenia (MARLON BRANDO BYŁ ŚWIETNY!!! A jaka młodziutka Diane Keaton...), ale akcja, fabuła w ogóle mnie nie wciągnęły. Widocznie nie moja tematyka. Przez dwie godziny "Ojca Chrzestnego" czekałam, aż czymś mnie owy obraz zaskoczy. I nie doczekałam się. Stwierdziłam, że nie ma co męczyć filmu i z bardzo prozaicznego powodu go wyłączyłam - zmógł mnie sen, ot.