Wczoraj po raz pierwszy obejrzałam "Ojca chrzestnego" (mam plan aby wszystkie filmy które są w top 100 obejrzeć i ocenić według własnego gustu ;))i mi się spodobało.
Wcześniej broniłam się jakt tylko mogłam aby tego filmu nie oglądać. Myślałam, że to będzie zwykły film gangsterski z akcją, ale bez żadnego hm.. wątku. Ludzie będą strzelać byle gdzie i byle do kogo. A tu już od samego początku byłam mile zaskoczona.
Po pierwsze Marlon Brando i jego świetna gra aktorska. Film oglądałam z napisami i mogłam się jeszcze bardziej delektować jego głosem, który moim zdaniem był znakomity. Sama postać skupiała wokół siebie aurę ciepła. I chociaż wiedziałam, że to jest morderca, gangster to gdybym była sędzią,a on oskarżonym bez chwili wahania uniewinniłabym go ;p Sonny zresztą też zyskał moją sympatię. Za to od samego początku Michael był dla mnie najgorszą postacią (nie chodzi mi tutaj o grę aktorską, ale o samą postać w filmie).
Moja ocena dla filmu? 9/10. Czemu nie 10? Czegoś mi tutaj brakowało... Czegoś co sprawiłoby, że chciałabym obejrzeć ten film jeszcze kilka razy. Ale tak nie jest. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Jeden raz mi wystarczy.
A czy obejrzę następne części? Tak, ale nie teraz. Potem.
Jedno jest pewne nie żałuję, że obejrzałam ten film dopiero teraz. Pewnie gdybym w telewizji natrafiłabym na niego w wieku 13, 12, 10... lat nie spodobałby mi się. Nie byłabym wtedy na niego gotowa :)). I moja ocena wtedy wyniosłaby 1. O czym to świadczy? Gusta się zmieniają :p