Powieść i film zawsze dzieli ogromna przepaść. Nawet gdy film to jedna z największych perełek kina - do powieści nie ma startu. Choć powieść jest dość krótka, a akcja w niej dynamiczna to pozostawia po sobie dużo więcej niż film Coppoli. Reżyser w filmie pominął wiele wątków, które co prawda książkę momentami bezlitośnie dłużyły. Mowa tu np. o wątku Johny'ego Fontany czy choćby Nina Valenti i Lucy Mancini. Może pominięcia te były dobrym krokiem, jeśli chodzi o ekranową wersję "Ojca chrzestnego". Największy błąd, w każdym przypadku, to obejrzeć film a potem wziąć się za powieść. Tak właśnie zrobiłem ja w przypadku "Ojca", czego żałuję. Powieść naprawdę mogła by zaskakoczyć, gdybyśmy nie znali perypetii mafijnej rodziny. Puzo zaserwował nam kilka ciekawie wplecionych retrospekcji, jak np. wątek śmierci Sonny'ego. Gdyby Coppola w swym filmie wykorzystał te retrospekcje, zrobiły by one niewątpliwie wrażenie. Oceniając powieść ogółem, na pierwszy plan nasuwa się psychologiczny rys bohaterów. Michael Corleone - zimny drań, którego przemiany widoczne są dopiero tak naprawdę w powieści. Jego bezduszność i pycha, bezinteresowność w związkach z kobietami. Tak naprawdę nie można powiedzieć, że miał jakiekolwiek dylematy zabijając swego szwagra "Dziś załatwiam wszystkie rodzinne sprawy", czy żeniąc się z Appolonią. Rys bohatera - genialny. Vito Corleone - majstersztyk. Kiedy filmowy Brando nie przypadł mi do gustu, książkowy książę podziemi wywarł na mnie ogromne wrażenie. Człowiek bezlitosny, ale z drugiej strony nad wyraz skromny i dobroduszny. Mało który pisarz potrafi tak dogłębnie zajrzeć w psychikę swych postaci. Warto wspomnieć również o mało znaczącej, ale bardzo wymownej ostatniej scenie książki, którą Coppola pominął. Mowa o rozmowie Hagena z Kay Adams. Mówi ona wiele o stosunku Hagena do Michaela i o nim samym. W powieści barwniejsze są również postacie Sonny'ego i Carla. Na mnie osobiście, jak już wspomniałem, większe wrażenie zrobiła powieśc, ale wiem że są tacy którzy staną po stronie ekranizacji. Przepaść bowiem nie jest ogromna, co jest zasługą geniuszu Coppoli.
W skrócie. Książka i film są świetne. Co prawda w powieści pojawiają się wątki według mnie nie wnoszące nic szczególnego, a zarazem krótkie, chociażby rozdział o kobiecie (nazwiska nie pamiętam, ponieważ dość dawno czytałam tę książkę), która chciała zrobić sobie operację, hmm... narządów płciowych. Ten rozdział był zbędny. Film sprawnie pomija niektóre wątki, a przy tym nic nie traci. Podsumowując, arcydzieło - i książka, i film.
To właśnie wątek Lucy Mancini, która w filmie była ukazana tylko podczas stosunku z Sonny'm. Fakt, wątek zbędny, z lekka przynudzający książkę.
Elias, Mickie, Burbon - nie wiem ile jeszcze razy zmienisz swój nick - pozostawiam twój "komentarz" bez komentarza ;) ;)