Anthony Hopkins nie zagrał starszego pana chorego na Alzheimera. On się nim stał. Przez ponad godzinę oglądamy to bycie w różnych jego odcieniach. Co więcej- sami mamy możliwość spojrzenia na świat z perspektywy chorego.
Film zamyka się w kilku scenach, co paradoksalnie tworzy go wielowymiarowym i podatnym na mnogość interpretacji. Refleksja przychodzi do widza już w łóżku, gdy myśli, że zaraz spokojnie pójdzie spać. Upływ czasu, pamięć, wspomnienia, przemijanie. Myśli krążące wokół pytania; gdzie podziewa się jestestwo człowieka dotkniętego Alzheimerem? Co mu zostaje, kiedy traci wspomnienia? Kim jesteśmy, kiedy zapomnimy już kim jesteśmy?