Co za niesamowita historia...już nie dziwi mnie to że tak dobrze ocenia się ten film, prawdziwe arcydzieło. Ogląda się z zapartym tchem. Wersja reżyserska jest baardzo długa (i bardzo dobrze;) co jest atutem (czas rzeczywisty:) bo świetnie można się wczuć w klimat i po chwili oglądania ma się wrażenie że zostało się członkeim załogi. Znajdą się tu wszystkie wątki jakie sobie można wymyślić mając na myśli wojenny film. Zrealizowany z tak iście atomową precyzją że nie ma się czego czepiać - no może kapitana Willenbrocka bo przez cały czas trwania nie zmrużył oka (nawet w wersji reżyserskeij nie śpi:P). Jak go widzimy to albo działa i wydaje rozkazy albo myśli. Poza tym jest tak dobry że aż za łagodny. Ukazany jak zwyczajny człowiek rzucony w zawieruchę wojenną. Co jeszcze wydawało mi się dziwne to chęć walki z wrogiem (odważni byli bardzo:)). Nie wiem czy ten komu życie miłe będzie się tak rwał demonicznie... tłumaczę to sobie tym że znajdowali się tam wielcy patrioci.
A zakończenie jest tak potwornie smutne...tyle starań i na nic. Kapitanowi z żalu serce pękło...Dobrze że w rzeczywistości było inaczej :) Muzyka nawt nie taka zła jak mi się wydawało po obejrzeniu zwiastuna - najlepszy główny temat:D
(Prochnow wygląda całkiem przystojnie ale wcale nie gorzej niż McConaughey;)
Bardzo mnie cieszy, że się nie zawiodłaś:) Ten film na zawsze pozostanie kultowy, jednocześnie jest przykładem tego, że nieograniczony budżet nie wystarczy, aby zrobć film który zapadnie w pamięci (amatorszczyzna Mostowa w "U-571":)
Pewna nieścisłość w Twoim poście: kapitan w "Das Boot" nie nosi nazwiska Willenbrock, jest to po prostu "Stary". Niemniej jednak postać jest wzorowana na Willenbrocku, a "wszelkie podobieństwa do postaci autentycznych są przypadkowe i niezamierzone":)
Co do snu kapitana - rzeczywiście mało śpi, ale pokazanie śpiącego kapitana znacząco wydłużyłoby czas trwania filmu:). Poza tym Willenbrock sypiał faktycznie po 4 godziny na dobę, odbijał to sobie na lądzie... Zresztą (w książce to jest ukazne) nie miał zaufania do młodego pierwszego oficera i wolał sam wszystkiego dopilnować.
Odnośnie dobroci Willenbrocka też ciekawa sprawa: z jednej strony jeden z najlepszych niemieckich podwodniaków, z drugiej człowiek, który pływając po wojnie w marynarce handlowej nie miał serca krzyknąć na stewardessę (książka "Okręt II" Buchheima, faktycznie wywiad z Willenbrockiem). Cóż, może doszedł do wniosku, że z babą lepiej nie zadzierać:). Zresztą "pierwsza armata Kriegsmarine", Otto Kretschmer też miał opinię człowieka łagodnego, co nie przeszkadzało mu odnosić sukcesów. Zresztą, po wojnie, już w NATO został w 1970 roku Flotillenadmiralem... Coś w tym jest.
Jeżeli chodzi o chęć walki z wrogiem - nie widzę w tym nic dziwnego, po pierwsze dobrzy oficerowie mają to we krwi, po drugie walka była lepsza od nudy rejsu (dobrze przedstawione w książce), po trzecie każdemu potrzebny jest zastrzyk adrenaliny. Nie tylko w marynarce - jeżeli czytałąś "Kompanię braci" to tam żołnierze też wspominają, że woleli atakować ryzykując, niż siedzieć całymi dniami w okopach i bezczynnie czekać.
Poza tym jeszcze jedna ciekawa historia którą wyczytałem (nie pamiętam numeru okrętu). W końcowej fazie wojny, kiedy u-booty były masowo tępione jeden z kapitanów wpadł na pomysł, żeby pływać sobie z dala od wroga, torpedy wystrzelił w morze, sfałszował dziennik bojowy wpisując kontakty z nieprzyjacielem oraz że torpedy chybiały lub nie wybuchały i bezpiecznie wrócił sobie do bazy. Wszystko byłoby OK, tylko w jakiś czas po rejsie jeden z członków załogi po pijaku się wyklepał i oficerów czekał obóz. Tak więc czasami lepiej walczyć:)
Odnośnie naszej dyskusji na innym forum - teraz chyba wiesz, dlaczego na u-bootach broń osobista była w dyspozycji dowódcy? O mały włos, a musiał by jej użyć... No i o co chodziło mi ze sceną alarmowego zanurzenia okrętu...
Pzdr.
Jednak podczas oglądania samo nazwisko Willenbrock się narzuca...tyle jest podobieństwa :) (samo Stary to takie nieeleganckie:P) mam wciąż wrażenie iż kapitan U-96(:P) jest zrobiony z lepszego materiału niż sam u-boot:)))
W filmie nuda też była świetnie przedstawiona - rozmowa o włosach w nosie jest niczego sobie jak nie lepiej :D W sumie to w innych książkach też można wyczytać o tym że żołnierze woleli walczyć niż "zbijać bąki"...coż taka to natura. Dla mnie nie jest w pełni zrozumiała w przeciwieństwie do zachowania kapitana o którym piszesz:P. Ale numer, kto by pomyślał :))
Wiem czemu broń osobista była w rękach dowódcy ale i tak uważam że to musiało być niedopatrzenie twórców regulaminu Kriegsmarine (też mi pomysł!) i mimo wszystko jestem za posiadaniem jej przez całą załogę (och! tylko by mnie dopuścili to bym im pokazała!:D) A scena zanurzania alarmowego jestv rzeczywiście o niebo lepsza...nie ma co tu dywagować...:P trzeba przyznać że reżyser to maniak u-bootów i wszystko "dopiął na ostatni guzik".
Poza tym to dobrze że jest parę świetnych, pokazanych z humorem scen...(np. ta na samiuteńkim początku:P) to się nazywa dobre kino:). O ile Das Boot jest filmem wojennym o takim samym charakterze jak U-571 to przyzam że ten pierwszy jest dla specjalistów (żeby się nie denerwowali podczas oglądania:P) a drugi dla mniej zainteresowanych i co najważniejsze: obeznanych z tematyką u-bootowską. Cała fabuła jest bardzo ciekawa ale jednak czegoś brak i to bardzo a już szczególnie po obejrzeniu Okrętu...ktoś coś kiedyś o różnicy klas pisał?? Pasuje tu wyśmienicie:D
Pozdrawiam:)
Nic dziwnego, że film jest realistyczny i Stary jednoznacznie kojarzy się z Willenbrockiem, skoro film miał takiego konsultanta! (zdjęcie na dole:)))
http://uboat.net/men/willenbrock.htm [uboat.net/men/willenbro ...]
Od rozmowy o włosach lepsze były plany hodowli kaczuszek snute przez Pilgrima. Nie mialabyś ochoty wciągnąć takiej małej kaczuszki z rożna, hodowanej przez marynarzy w zęzie i karmionej dżemem z nóg Frenssena? :P
A najbardzieja "apetyczna" i tak była scena z kapitanem Thomsenem w kiblu na początku. Pełen realizm :)
Odnośnie U-571 - niedawno zjarzyłem, że twórca tego "dzieła" popełnił "Terminatora 3". To wszystko tłumaczy! Skoro parę dni po obejrzeniu nie pamiętałem, o czym ten film był, to znaczy że był porywający.... Facet zniszczył legendę Terminatora 1 i 2!!!. Dziwię się, że facet po takim czymś dostaje jeszcze kasę na filmy. Gdybym ja był producentem filmowym ,to po takich popisach facet nie miałby szans u mnie nakręcić nawet reklamy pampersów czy pokarmu dla psa...
Pzdr.