Koreańska wersja miała wszystko - emocje, akcje, napięcie.
Tutaj? Karykatura. Pół sali się śmiało, a pół nie wiedziało o co chodzi.
I te głupie zmiany... Napiszę tylko o tych najbardziej skandalicznych:
1. Bezsensowny, głupi wybuch agresji (hm... morderczego instynktu?) na boisku. Po co? Dlaczego? Nieistotne dla fabuły. Żeby na siłę być oryginalnymi zamiast genialnej sceny na dachu twórcy zaserwowali sieczkę na licealistach.
2. Historia nemesis głównego bohatera. WTF. Po co? Po co? Po co zmieniać coś co jest bliskie ideału?
3. Nemesis. W koreańskiej wersji filmu można mu było współczuć, miał klasę. Tutaj czarny charakter rodem z kreskówek.
4. I w końcu zakończenie. Tutaj po prostu zabrakło jaj. Bo amerykańska widownia mogłaby nie przetrawić, że tatuś niekoniecznie ma zamiar rezygnować z córeczki.
I na koniec. WIEM, WIEM. To ekranizacja mangi, a nie remake koreańskiego filmu z 2003 roku. Ale w takim razie oba są ekranizacją mangi i NADAL mogę je porównywać. Ten film odpada w przedbiegach.
Spike Lee mnie naprawdę mocno rozczarował. Bo właśnie osoba reżysera podtrzymywała moje nadzieje co do tego tytułu.
Niedługo się zabiorą producenci z USA za "Pana Zemstę", a chwilę potem i za "Panią..." Strach się bać.