"DZIECKO ROSEMARY", "2001:Odyseję kosmiczną", Lwa w zimie".
Jak to się stało, pozostanie tajemnicą syriusza:)
I to pokonał wyraźnie. W sumie dostał 6 Oskarów. No ale w naszych czasach też nagradzają ewidentne ckliwe i przewidywalne kichy w rodzaju "Slumdoga"...
Rozumiem że chodzi Ci o Oscary... Jeżeli tak, to w jakiej kategorii pokonał "Dziecko Rosemary" ??
Jeżeli chodzi o Slumdoga to nie miał zbyt mocnej konkurencji poza "Frost/Nixon"...
Film niewątpliwie do zobaczenia - jeden raz! Nie jest pociechą, że są gorsze blamaże oscarowe, choćby: "W 80 dni...", "Ben Hur", "Titanic", "Gladiator" i kilka innych.
własnie jestem w trakcie seansu i zapowiada się na największą kichę Oscarową jaka miałem okazję zobaczyć, tym bardziej że konkurencj niezwykle mocna, ale akademia ma niestety taką tendęcję, nie trzeba daleko szukać wystarczy wspomnieć tegoroczne Argo.
Ben Hur, Titanic - wymieniłes dwa najlepiej nagrodzone filmy w historii (statuetki i nominacje). :)
Przestańcie już narzekać na ''Titanica''. Uczepiliście się go strasznie. On może Ci się nie podobać jako obsada, fabuła, ale technicznie ten film to symbol kinematografii, perełka swojego gatunku. Zjawiskowe efekty, piękny soundtrack.
"Zjawiaskowe efekty, piękny soundtrack". Jeśli na tym polega teraz sztuka filmowa, to jakże nisko upadła ludzka kultura...
Jako pouczenie, czym może być - a jakże, technicznie też - film, to polecam choćby "Metropolis" (86 lat temu) czy "Człowiek z kamerą filmową" (84 lata temu).
Zapomiałeś o ''Przeminęło z wiatrem''. Znam się trochę na kinie i potrafię ocenić wartościowy i dobrze wykończony film.
Mam tak złe zdanie o tej kolubrynie, że nawet... nie oglądałem. Mam też nieodparte wrażenie, że żartujesz i podpuszczasz.
Przepraszam Cię bardzo, ale czy nazywasz najbardziej dochody film wszech czasów, klasykę i wzór melodramatu, ponadczasową historię, ''kolubryną''? Chyba coś Ci się pomyliło. Nie wiem dlaczego miałabym żartować i podpuszczać; w każdym razie tego nie robię.
Trudno, ale zapewne mamy inne preferencj filmowe. Bywa...
Oglądałem wiele "kobiecych" filmów - niektóre nawet bardzo lubię (np. te o Bidget Jones) - ale "Ani z Zielonego..." czy "Wichrowych..." nie wytrzymałem. Natomiast na Gratkowską mogę nawet zagłosować, jak by nie było partii Palikota.
Ale czemu piszesz w ten sposób o filmie, którego nawet nie widziałeś? Sama historia jego powstania jest fascynująca. Słusznie uważa się go za klasykę gatunku. Bym nawet powiedziała, że twórcy na jego przykładzie uczyli się produkcji filmowej, bo to ile się nacierpiał Selznick przy Gone with The Wind, to chyba żaden inny producent tyle stresów i nerwów nie przeżył
Wybacz, ale tyle się nasłuchałem, naczytałem o tym filmie, naoglądałem fragmentów, że mam wyrobione zdanie - które właśnie mnie od niego odstręcza.
Gdybyśmy swoje poglądy na świat, jego rozumienie, opierali tylko na osobistych doznaniach, doświadczeniach, bylibyśmy baaardzo ubodzy. Czasem trzeba uwierzyć autorytetom a czasem i powszechnej opinii.
"Mein Kampf", "Krótkego kursu historii WKP(b)" czy "Czerwonej książeczki" Mao nie czytałem, ale wiem że to straszne lektury; Tory i Koranu nie czytałem, niemniej przypuszczam, że są, tak jak Biblia (ją czytałem), napisane tak, żeby każdy mógł wyczytać z nich to, co zechce; na wyspach Polinezji nie byłem, ale wiem, że to przepiękne miejsca (no, może już nie całkiem, po całkowitej komercjalizacji...). Itd., itp..
Inna sprawa, że każdy ma swój profil wrażliwości. Na "Śmierć w Wenecji" nie mam ochoty, ale "Wybraniec" mnie zafascynował; "Lalki" nie miałem siły przeczytać, ale opluwane "Nad Niemnem" nawet mi się podobało; "Stary człowiek i morze" to przewspaniałe opowiadanie-metafora, ale "Zielone wzgórza Afryki" bodaj trzy razy zaczynałem i odstawiałem.
W "Benie" jest genialny wyścig rydwanów; reszta to typowa hollywoodzka papka z cyklu "jak sobie Amerykanie, ze swoją krótką historiią, wyobrażają ~2,5 tysiąca lat kultury śródziemnomorskiej".
Bo taktujesz Hollywódzkie superprodukcje jak lekcje historii? W dodatku Ben-Hur powstał jako adaptacja powieści, więc dodatkowo należy brać go w nawias.
No ale zawsze można mieć to typowo europejskie przekonanie o głupocie Amerykanów...
Nie chodzi o lekcje historii, tylko właśnie o "branie w nawias" - czyli tak czy owak, że powtórzę, hollywoodzka papka.
Głupota nie jest domeną wyłącznie Amerykanów, ale ich kompleksy w stosunku do Europy spowodowały właśnie zalew pompatycznych pseudohistorycznych superprodukcji. W sumie chodzi o spłycanie i poszukiwanie w historii tylko sensacji, kostiumowości i batalistyki. Ja od filmów nagradzanych Oscarem wymagam jednak czegoś więcej. Porównaj sobie na tym tle ("Ben Hur", "Gladiator" &Co) choćby "Misję", żeby nie wspomnieć o całej twórczości Szekspira. Niedajboże, żeby Amerykanom przyszło do głowy nakręcić "Hamleta" jako superprodukcję!
Co ciekawe jakoś nie oponujesz przeciwko wizerunkowi przygłupiego nazisty z polskich filmów pokroju "Jak rozpętałem...", "Czterej pancerni" itp. Nie dowalasz się do radzieckiej sztuki filmowej np. Aleksandra Newskiego Nie czepiasz się również tysięcy nieścisłości we włoskich historycznych superprodukcjach z lat 50. i 60. Ciskasz cebulą tylko w Hollywood dlaczego?
Jeszcze raz: chodzi o spłycanie i tanią sensację. Amerykanie oczywiście nie mają na to monopolu. Np. cała seria filmów "płaszcza i szpady" z Maraisem nie zalicza się do sztuki filmowej - to tylko zwykła, prosta rozrywka. Zaczęliśmy dyskusję, przypominam, od nagradzania filmów Oscarami; większość produkcji filmowej, czy to amerykańskiej, czy europejskiej, czy np. hinduskiej, do tego wcale nie pretenduje!
"Jak rozpętałem..." jest głupawe a "Czterej..." to wręcz infantylne obrzydlistwo. Jeśli mieszasz do tego "...Newskiego", to chyba nie rozróźniasz dobrych filmów od tandety. Odróźnij też włoskie kalki z Hollywood'u, jeszcze gorsze od oryginałów, od "Satyricona", "Hamleta" w/g Oliviera czy "Sześć żon Henryka VIII" choćby.
Napisałeś że Ben-Hur ma dobrą tylko scenę z rydwanami, a reszta filmu to papka. Imo scena bitwy morskiej dużo lepsza była.
Wyścig, jak na tamte czasy, był nowością (podobnie - szanując wagę dla sztuki filmowej - jak kiedyś scena na schodach z "Pancernika Potiomkina"); bitwa morska była tylko efektowna.
Umieszczanie Titanica jako blamażu akademii to jednak spora przesada. Rozumiem że bardzo wielu ludzi ma nieżyczliwy stosunek do tego filmu, takim samym uczuciem darzą Gladiatora i w ogóle całą komercję. To samo można powiedzieć o Braveharcie czy Listę Shindlera, a jednak nie słyszy się nigdy o tych filmach w kontekście pomyłki Akademii . Patrząc jednak na całą historię Akademii Filmowej można by wymienić większość zwycięskich filmów jako blamaż ponieważ nagradzanych filmów to drogie komercyjne superprodukcje. Taki już jest charakter tych nagród i chyba nie ma nic złego w nagradzaniu superprodukcji. Zmieniło się troszkę w ostatnich latach gdzie nagradzane się filmy nie przeznaczone dla masowej publiczności np artysta lub Zniewolony, Monlight , czy nawet ostatni Kształt wody pomimo że bardzo efektowny to również bym polemizował z tym czy to jeszcze typowa komercja na Oscary, czy już tylko film festiwalowy dla bardziej zainteresowanych lub lubiących specyficzne kino lub gatunek który reprezentuje. Jednak Titanic i Gladiator są stworzone dla tych nagród. Ja nie mam nic przeciwko.
Jeszcze jedno ponieważ pisałeś gdzieś tu o tym że np filmy płaszcza i szpady czyli kino przygodowe nie zalicza się do sztuki filmowej ponieważ to tylko rozrywka. Przecież nie tylko kino kino ambitne i artystyczne zalicza się do sztuki filmowej
Owszem - ale musi oferować jakieś wybitne treści, albo w sferze intelektu czy uczuć, albo filmowe, warsztatowe.
Przecież na tej zasadzie do kanonu filmowego trafiły filmy Chaplina, "Ich noce" czy "Pół żartem...".
Podobnie jest z muzyką rozrywkową czy plastyką. Cała plejada wykonawców to artyści, ale wręcz ich tłum to tylko "piosenkarze" czy "zespoły"; nikt mi nie wmówi że do rangi sztuki pretenduje np. BoneyM, ABBA, jakaś Szaza czy Doda! "Polska szkoła plakatu" to byli artyści, a obecne plakaty kinowe to zwykłe reklamy, na ogół zresztą kiczowate.
Kwestia gustu. Jeden lubi róże a drugi jak mu skarpetki śmierdzą... Akurat te filmy uważam za mocno kiczowate.
poza tym z tego co zauważyłem akademi uwielbia nagradzac musicale (Chicago, West Side Story, Dźwięki muzyki, Amerykanin w Paryżu, Oliver!, My Fair Lady)
Więcej tego było. Tym bardziej pamiętajmy że wiele musicali dostawało sporo Oscarów ale akurat nie triumfowały w kategorii najlepszy film (Kabaret - 7 statuetek; Nędznicy - 4 statuetki)
W sumie jakby się tak głębiej zastanowić, to od lat 60 faktycznie. Chociaż teraz już prawie w ogóle nie ma musicali
To prawda odkąd nagrodzili "Chicago" to potem już można ze świecą szukać. "Nędznicy" to tylko wyjątek potwierdzający regułę.
W erze rozkwitu kina dźwiękowego wiele musicali dostawało Oscary. Ale nie ma co się dziwić gdyż po wielu latach kina niemego, każdy chciał usłyszeć śpiewających aktorów.
Mnie się jednak wydaje, że musicale w latach 30 i 40 nie były aż tak nagradzane jak w latach 50, a szczególnie 60 i 70, chociaż było "Going My way" o śpiewającym księdzu z 44.
Tym, którzy kina nie ukochali, "Oliver" w wersji musicalowej może wydać się ramotą niemożebną...
Ale tym, dla których kino to najważniejsza ze sztuk XX w. ta wersja przyniesie satysfakcję z seansu za choreografię i scenografię. Zgoda, że jednorazową, podążając za sugestią użytkownika @jak45, bo reszta składowych już trudniejsza do obronienia.
Wygrał z Odyseją 2001 w kategorii reżyseria bo propozycja Kubricka to kino elitarne w pełnym znaczeniu tego słowa, zaś Akademicy faworyzują mainstream.
O, nie!
Wtedy była "BITWA O ALGIER" Gilo Pontecorvo!
i
"CHARLY" Ralpha Nelsona,
"PALI SIĘ MOJA PANNO" Milosza Formana,
"PLANETA MAŁP" Franklina J. Schaffnera,
"STACJA ARKTYCZNA ZEBRA" Johna Sturgesa,
"BULLITT" Petera Yatesa,
"DUSICIEL Z BOSTONU" Richarda Fleischera,
"SZARŻA LEKKIEJ BRYGADY" Tony'ego Richardsona,
"JEŻELI" Lindsaya Andersona,
"ZBIEG Z ALCATRAZ" Johna Boormana...
Sam Carol Reed ma lepsze filmy na koncie z koronnym "TRZECIM CZŁOWIEKIEM" na czele!
Z wyżej wymienionych tylko Bullita oglądałem, także nie mam danych do porównania :)
Jeśli chodzi o wcześniej wymienione przez Ciebie filmy: "DZIECKO ROSEMARY", "2001:Odyseję kosmiczną", Lwa w zimie" - Oliver! najlepiej się całościowo prezentuje (według mnie).
Do nadrobienia:-)
http://theplaylist.net/remember-late-jonathan-demme-great-video-essay-use-close- 20170426/