W zasadzie każdy, kto widział wczesniejsze Omeny, wiedział czego się spodziewać. Małżeństwo, dziecko (szatańskie do tego!) i nawiedzona opiekunka. Do tego pies - strażnik. Najbardziej podobało mi się to, że film skupił się nie na dziecku, a na jego rodzinie i otoczeniu. W zasadzie oglądamy rozterki ojca i fotografa na tle ciemnych przepowiedni z Watykanu. Film może nie jest żadną rewelacją, ale był całkiem "przyjemny" w odbiorze.
Mimo, w zasadzie z góry przewidzianej fabuły, film oglądałam w ciagłym skupieniu i muszę przyznać, że pare razy podkoczyłam na swoim fotelu:) Nawet krzyknąć podobno mi się zdarzyło:) Film zatem swoje zadanie spełnił:)
P.S. Po jego obejrzeniu mamy chyba bardziej ostrożnie będą dobierać niańki do swoich pociech - bo nigdy w sumie nie wiadomo:) W końcu film był współczesny..:)