Jeśli za 20 lat, ktoś wspomni o tym filmie to zapewne będzie to upadający plotkarski portal, który postanowi wskrzesić historię poznania Farrella i Bachledy, lub dorosły Henry Tadeusz Farrell, który udzieli wywiadu gazecie, gdzie zachwali film swych rodziców określając go mianem dzieła.
Neil Jordan ma pecha – kino przegrało z życiem, które znowu (co dla niektórych) okazało się ciekawsze. Cóż, bywa…
A po prawdzie – to naprawdę urocza, skręcona w znakomitych plenerach bajka. Do pewnego momentu wręcz urzekająca i pokrzepiająca (fajnie oglądać jak życiowy przegrany spotyka na swej drodze piękną nieznajomą przynoszącą mu szczęście), szkoda tylko, że zamiast zawierzyć wyobraźni widza i skupić się na niedopowiedzeniach fabuły, Jordan nieumiejętnie wykłada kawę na ławę.
Jak do cholery mamy uwierzyć w bajki, skoro ostatecznie obdziera je się z magii? Wstyd !!
Moja ocena - 5/10
Bo bajki nie istnieją! Dobrze, że obdarli je z magii, bo film już w ogóle nie byłby zjadliwy. Przecież i tak na końcu zwycięża miłość, a potem niewątpliwie żyli długo i szczęśliwie. Bleaaah;P
Ładne plenery, ładna muzyka, ale nic co mogłoby zachwycić. Moim zdaniem główną rolę w filmie miało grać piękne ciało Bachledy-jej długie nogi, płaski brzuch i rozczochrane włosy. Jest kilka takich ujęć, na których prawie wychodzi z ekranu.
Można obejrzeć dla zaspokojenia głodu na romantyczne opowieści albo z żalu, że Alicja i Collin się rozstali.
4/10
Uwaga jak najbardziej słuszna. Sam nieco później stwierdziłem, że Jordan wbrew pozorom zaoferował nam bajkę. Tą w której bohaterowie trzymając się za rączki i uśmiechnięci będą żyć długo i szczęśliwie. W prawdziwym życiu happy endu nie było...
zgadzam się mogło być to zrobione o wiele lepiej oceniam na taki średni momentami ciekawie momentami nudno ale jak na romans to i tak mało tam romansowania XD że tak powiem heh