Jest przystojny, kocha amerykańską ziemię i amerykańskich ludzi z ambasady, a ci kochają się wzajemnie i wszyscy razem pragną wszystkiego co najlepsze nie tylko dla siebie i USA, ale i dla innych nacji.
I dlatego jest w CIA, by to dobro eksportować - również do Iranu.

Lecz tamci tego najwyraźniej nie rozumieją, bo są ciemni i zaślepieni nienawiścią. Inaczej niż np czterej pancerni (i pies), którzy kochali, przyjaźnili się i bywali zakochani w tych, którzy im dobro i wolność zza granicy w czołgach z czerwoną gwiazdą wieźli. A brodate Irańczyki symbiozy tej ze swymi dobroczyńcami nie chcą. Dlatego też czeka ich gorzka nauczka, że prawdziwa miłość i zaangażowanie szlachetnych agentów CIA oraz podobnie szlachetnych zwykłych amerykańskich obywateli wspartych modlitwą całego Narodu, są w stanie przezwyciężyć ich niczym nieuzasadnione zacietrzewienie.
Pozostaną więc w sromocie porażki błyskając na wszystkie strony szalonymi oczyma, podczas gdy Amerykanie bezpieczni w swym demokratycznym domu, będą kochać się wzajemnie i swoje rodziny oraz dalej zamyślać, jak uczynić cały świat szczęśliwym. Za jego zgodą, lub bez...

And Oscar goes to... Argo !

Litości ! Kto ma na to zapotrzebowanie, niech wróci do Czterech Pancernych (i oczywiście psa). Albo do Rambo, bo to to samo, tylko więcej akcji.