Na czym polega szczególny urok i siła wyrazu tej dokumentalnej ballady o Bieszczadach? Znajdziemy w niej ujęcia, które przywodzą na myśl znane fabularne filmy rozgrywające się w tej samej górskiej scenerii - "Bazę ludzi umarłych" Petelskiego, nakręconą w tym samym roku, czy "Zerwany most" Passendorfera. Jednak Ślesicki nie tylko oddał na ekranie ową szczególną atmosferę powojennych Bieszczad, ale też przekazał nam autentyczny wygląd miejsc, ludzi i zdarzeń. Kamera Stanisława Niedbalskiego sfotografowała całą galerię ludzkich typów, przybyszów do tego wyludnionego zakątka Polski, na bezdroża usiane ruinami wiejskich zabudowań. Komentator głosem Włodzimierza Kmicika mówi zza kadru:
"Zjechali z różnych stron kraju, aby budować tę drogę. W drewnianych kuferkach mieli trochę drobiazgów, które miały im zastąpić normalny dom na wiele miesięcy. Pisano o nich w gazetach, że są pionierami, że dzięki drodze jaką zbudują wróci życie na tę umarłą ziemię. Ale oni nie przywiązywali wagi do smutku. Przyszli, bo tu czekała na nich praca."
Przyglądamy się jak pracują w kamieniołomach, przygotowując materiał na budowę drogi, jak oczyszczają stoki ze zwalonych drzew, brną w błotnistej mazi, w jaką jesienią zamieniają się nieutwardzone dukty, czy jak stłoczeni w barakach zasypiają nocą na piętrowych pryczach. Realizując zdjęcia o różnych porach roku Ślesicki uchwycił, jak zmieniająca się pogoda gwałtownie odmienia bieszczadzki krajobraz i warunki pracy. Pod koniec filmu oglądamy kapitalną zimową sekwencję: w śnieżnej zadymce z zagubionego w górach obozu budowniczowie drogi odjeżdżają ciężarówkami. Pozostali ci, którzy przy nowo wybudowanej drodze stawiają pierwszy dom.