Z jednej strony okropnie przeginają z ciągłym powtarzaniem prawie jednego dowcipu: doświadczona ekipa dwu filmowców dokumentalnych robi techniczne błędy na poziomie początkującym.
Z drugiej strony bardzo subtelny humor sytuacyjny, który łatwo przegapić bo ujęcia są krótkie.
Przykład: w scenie plenerowej beczenie owiec przeszkadza w nagrywaniu dialogu. Jeden z filmowców bez powodzenia próbuje odgonić stado i w końcu się poddaje: "owce mnie ignorują". Potem jest wstawka z następnym błędem technicznym, który powoduje, że cały dzień zdjęciowy jest stracony. Wszyscy są wściekli i piechotą wracają w kierunku samochodu. No i teraz kamera robi szerokie ujęcie, gdzie to poprzednie stado owiec spokojnie podąża za nimi jak za baranem-przewodnikiem. Oglądając w domu łatwo coś takiego przegapić. Oglądając w kinie, nawet w momencie nieuwagi, śmiech na sali nakłoni widza do zapytania "co przegapiłem?",
No i na koniec jest szybkie szczęśliwe zakończenie dla prawie wszystkich wątków.
Ta nierównomierność jest na pewno celowa, bo nawet Jamel Debbouze gra w filmie nowatorskiego i eksperymentującego montażystę filmów (tylko że dokumentalnych). Także albo oglądaj w dużej grupie wielbicieli kina francuskiego, albo zwracaj baczną uwagę na każdą sekundę filmu.