To film bardziej do przemyślenia niż obejrzenia. Jeden z "mądrzejszych"... (?) filmów, jakie widziałam. I lubię po niego sięgać, gdy mam gorszy dzień)
Zupełnie przyzwoity, taki Gombrowiczowski. Opowiada o tym, że wszyscy kogoś udajemy, rzadko kiedy jesteśmy sobą bo uważamy że w ten sposób uzyskujemy jakąś przewagę nad innymi. Niestety cena jaką za to płacimy jest zbyt wysoka. Bo płacimy za to własnym szczęściem, chwilami które przeminą a których nie przeżyjemy, nie posmakujemy. 
 
Szczęście uda się nam osiągnąć dopiero wtedy gdy przyznamy przede wszystkim przed samymi sobą kim jesteśmy, pozbędziemy się "ochronnej skorupy" Ten krok jednak wymaga odwagi, trzeba będzie zmierzyć się z lękiem - ten lęk jest wolnością - drogą do szczęścia. 
 
A kiedy stoimy już nad tą przepaścią i chcemy zrobić pierwszy krok a nie jesteśmy zbyt odważni najlepiej zająć czymś swoją uwagę. Np. zgodzić się na karkołomne przedsięwzięcie i tak jak główna bohaterka nakręcić film autobiograficzny przy pomocy dwóch nieudaczników w pełnym deszczu przy akompaniamencie beczenia owiec :P. 
 
Również gorąco polecam.
Cóż, ciężko mi będzie teraz z biegu napisać coś mądrego..., bo film ten widziałam ostatnio właśnie gdzieś końcem 2010 roku, miliony lat świetlnych temu... Kojarzę go z kinem, które lubię najbardziej - przez niektórych określanym jako kino "o niczym", według mnie o życiu naprawdę, więc w zupełnie nie hollywoodzkiej oprawie, do oglądania samemu, najlepiej w pustawej sali kameralnego kina, choć niekoniecznie... Ale zachęcona pytaniem, obejrzę po latach i odpowiem...)
Właśnie oglądnąłem także na bieżąco nie dostrzegłem nic wartego obejrzenia ponownie ani polecenia. Oprócz tekstu 28min "kim jest feministka to kobieta która ciągle czegoś żąda, chce żeby kobiety i mężczyźni mieli te same prawa, ciągle szuka dziury w całym." Oraz lekko komediowych sytuacji to faktycznie kino "o niczym" nijaka codzienność. 
Ok dzięki.