Klasyczny Mizuś. Człeń po raz kolejny podejmuję swoją ulubioną tematykę uciśnienia kobiet przez społeczny system chorych powiązań, stworzony przez lata dominacji męskiej, szowinistycznej hołoty . I co źle było? Nie no, żart. Jednak w sumie nie do końca o tym, bo ten system tłamsi nie tylko kobiety, a wszystkich ludzi, którzy nie zdobyli odpowiedniej pozycji w społeczeństwie (system hierarchiczny, ftw!). Flick ten opowiada o 2 zbłąkanych duszyczkach, które próbują wspierać się w swej niedoli i dążeniu do spełnienia swych marzeń.
A otoczenie i sytuacja, w której sie znajduja lekko mowiac temu nie sprzyja (znow Ci mezczyzni-szowiniści i zbóje). Wszystko to okraszone czesto okrutnie melodramatycznym sosem, ale do tego fani dzaponskiego kina i pana na M są już przyzwyczajeni. Dosyc ciekawie przedstawiony jest proces psychicznego porycia jaki dotknął bohaterkę w wyniku traumatycznych przeżyć i tego całego shitu.
Od strony techniczno-wizualnej widz ma wiele powodow do spuszczania się i mysle, że ostatecznie z tego powodu warto się z nim zapoznać. Poetyckość kadrów, mrok i swoista dekadencja w portretowaniu otoczenia bohaterów potrafi przykuć uwagę i sprawia, że film nie nudzi mimo czerstwej fabuly. A Początkowa scena na stacji zrywa pape z dachu. Nie no, moze nie zrywa, ale jest czyms godnym zapamiętania.
Film mozna odczytywać jako beznadzieję i bezsens egzystencji w poyebanym swiecie stworzonym na posranych zasadach przez jeszcze bardziej posranych i okrutnych ludzi. A i jeżeli masz kłopoty i znajdziesz się w beznadziejnej sytuacji bez wyjścia to zawsze możesz
dać komuś dooopy... Nie no, żart (2). Fakt, ostateczny wydźwięk filmu jest raczej gorzki i dekadencki, ale nie pozbawiony nadziei... Dotyk rezysera sprawia, że jest w tym wszystkim jakieś trudne do wysłowienia, smutniasto-poetyckie piękno.