Pod względem napięcia jest to światowa czołówka. Oglądasz te tandetne grymasy Stallone'a , jego pojękiwania i postękiwania bardziej pasujące do rasowego filmu porno, aniżeli do kina akcji i nie możesz usiedzieć w fotelu, bo to, co widzisz na ekranie tak naładowane jest niesamowitą dawką emocji. Może dlatego przyporządkowano go tutaj do aż 4 gatunków.
"Lock Up" ma trochę z "Shawshank Redemption", a trochę z "Last Castle". Z tego drugiego więcej. Film jest stary, ale pod względem wizualnym w żadnym stopniu nie odbiega od ww. tytułów.
Stallone w roli Franka Leone poradził sobie dobrze, aczkolwiek myślę, że z innym aktorem mogłoby być znacznie lepiej. Jakim? Pojęcia nie mam :) Bo patrząc na obecną czołówkę aktorów, nikt do tej roli bardziej mi nie pasuje. Ot, taki paradoks :)
Warto także wspomnieć o Johnym Amosie, który genialnie zagrał postać Meissnera. Nie spodobał mi się natomiast Sutherland w roli naczelnika. W scenie z krzesłem elektrycznym zagrał po prostu beznadziejnie.
Muzyka w filmie oczywiście świetna. Ale w produkcjach z lat 80-tych to standard. Teraz tylko taki chłam puszczają ;) 8+/10