Ciężko coś konstruktywnego napisać o tak niesamowitym filmie. Pozostaje mi szczerze współczuć ludziom,
którzy nie potrafią czerpać przyjemności z wykreowanej przez Felliniego atomosfery w tym filmie. "Spielberg
opowiada, Godarda uczy jak opowiadać, a Fellini nie opowiada". I wlaśnie w tym doskonałym `nie
opowiadaniu' tkwi siła tego filmu.
współczuć? z ledwością dotrwałam do końca filmu i - dziękuję - obejdę się bez twojego współczucia...
W tym filmie trza wlasne zycie 'przerzucic' na zycie granego przez MAstroianniego rezysera ktory ma cierpi na niemoc tworcza majac za soba trudna milosc i zwiazne z tym leki...bo ktoz ich nie ma ?:!:}
Ależ wcale nie trzeba trzymać się takiej dosłowności! Co widzimy na obrazku? Reżysera, jakieś szamotanie się, wątki z życia osobistego? Czy to wygląda na opowieść o robieniu filmu? Trochę. Ale trochę się nie klei...
No właśnie, bo to jest raczej taka opowieść o życiu. Że każdy z nas jest reżyserem. My stawiamy siebie w centrum, jesteśmy podmiotem, przeżywamy, a inni stanowią "aktorów" w "filmie", jakim jest nasze życie. Wyznaczamy im role, oceniamy ich, mamy jakieś oczekiwania w stosunku do nich, plany na to, jakbyśmy chcieli, żeby wpisywali się w to życie. Czasami sami nie wiemy, czego chcemy i żyjemy jakąś fantazją. Czasem wiemy, że za "postacią" kryje się prawdziwa osoba i nawet zdajemy sobie sprawę, przynajmniej momentami, że jest ona bogatsza, głębsza, lepsza od tej postaci, ale przyzwyczailiśmy się postrzegać ją przez pryzmat postaci i chcieć od niej, żeby nią była. Z kolei świat też traktuje nas przedmiotowo -- wkłada nas w szufladkę funkcji, chce, żebyśmy coś wyprodukowali, żebyśmy wypełnili kontrakt, nie zawiedli i byli przewidywalni.
Fellini, moim zdaniem, posługuje się metaforą filmu, żeby unaocznić nam, że niezależnie od chaosu i pomieszania wątków oraz niedoskonałości postaci, życie jest formą kompletną, w której niczego nie można łatwo podmienić. I że w nim ludzie są ważniejsi niż ich role -- układy i "akcje", w jakich ich postrzegamy lub chcielibyśmy postrzegać. Ludzie są prawdziwi, a role są sztuczną konstrukcją, którą próbujemy wokół nich zawiązać i do niej ich wtłoczyć.
Fajny film metaforyczny. Jego estetyka jest mi jednak troszkę obca, dlatego moja osobista ocena jest trochę zaniżona.