Na wstępie wypada poinformować, że film jest mocny, w zasadzie to nawet cholernie mocny i oglądać go mogą osoby wyłącznie pełnoletnie i dysponujące mocnymi nerwami. Joel Schumacher to reżyser, który kinomaniakom zawsze będzie kojarzył się z naprawdę dobrymi obrazami („Upadek”, „Klient”, „Czas zabijania”, „Bad Company” czy „Telefon”), a także… z totalnym zbezczeszczeniem postaci Batman, tak moim państwo to właśnie ten pan popełnił katastrofalne ‘dzieło’ pt: „Batman i Robin”. Jednak od czasu tamtej pokaźnej wpadki u mnie notuje tylko same plusy, nie inaczej było i przy tym filmie.
Prywatny detektyw Tom Welles (Nicolas Cage) dostaje zlecenie od pewnej starszej, bogatej kobiety, aby sprawdzić czy film, który przedstawia bestialski gwałt i morderstwo na młodziutkiej dziewczynie jest prawdziwy, czy jest to tzw. snuff movie, czyli film, który w sposób bardzo realistyczny pozoruje morderstwo, najczęściej w otoczce erotycznej. Welles badając sprawę przedostaje się do podziemnego biznesu erotycznego, jest tu wszystko od lekkiej kategorii porno po obrzydliwe filmy sadomasochistyczne. Dzięki pomocy niedoszłej gwiazdy rocka Max’a Calfornii (Joaquin Phoenix), który pracuje w jednym z sex shopów i ma spore znajomości w ‘branży’ nasz detektyw brnie co raz dalej, aż wpada na trop reżysera, producenta i głównego aktora tego filmu, w tym momencie akcja zdecydowanie nabiera jeszcze większego tempa. Dalszej części filmu zdradzać nie zamierzam bo nie chce robić zbędnych spoilerów, a kto będzie chciał ten film zobaczy i przekona się sam.
Film opowiada o rzeczach niezwykle trudnych, które raczej omijane są przez filmowców szerokim łukiem. Reżyser doskonale ukazuje nam brudny świat sex biznesu, obrazy są surowe i czuć swego rodzaju duszność. Od strony technicznej film stoi na prawdę na wysokim poziomie, ale to akurat od zawsze było wyznacznikiem Joel’a Schumacher’a. Na uwagę zasługują na pewno niezwykle klimatyczne zdjęcia i muzyka, która na długo zostaje w pamięci.
Aktorzy w filmie również pokazują się z bardzo dobrej strony. Co prawda oglądając Nicolas’a Cage’a trudno się oprzeć wrażeniu, że aktor znów serwuje nam kolejny raz to samo, ale ja tam specjalnie nie narzekam, ja kupiłem tą grę. Jeżeli chodzi o drugi plan to momentami przyćmiewa on postać graną przez Nicolas’a Cage’a. Joaquin Phoenix jak zwykle udowadnia, że jest aktorem najwyższych lotów i potrafi zagrać niemal wszystko, w roli nieco zagubionego młodego człowieka, który chcąc nie chcąc wchodzi w ten brudny półświatek wypada wręcz olśniewająco. Poprzeczkę wysoko ustawiają również James Gandolfini i Peter Stormare. Gandolfini jako reżyser filmów porno, który nie ma żadnych skrupułów i dla pieniędzy jest zrobić wszystko wypada świetnie, a Stormare już nie raz udowodnił, że gdy gra totalnych pomyleńców to nie ma sobie równych, tak jest i tym razem. Warta odnotowania jest również rola Chris’a Bauer’a, który przez większość filmu gra… w masce z lateksu. Postać jaką gra na prawdę może wstrząsnąć widzem.
„Osiem milimetrów” to z pewnością nie jest film lekki, łatwy i przyjemny i na pewno nie nadaję się do seansu przy niedzielnym obiedzie. Dobrze by było, aby film szerokim łukiem omijały również osoby niepełnoletnie, a także osoby wrażliwe, bo obrazy, które zawarte są w tym filmie nawet najbardziej zatwardziałego widza mogą wprowadzić w stan totalnego obrzydzenia. Z czystym sumieniem mogę go jednak polecić osobom dojrzałym emocjonalnie, które lubią mroczne thrillery, ta grupa odbiorców powinna być zadowolona. Polecam!
obejrzalem i... wcale sie nie zesmaczyłem, natomiast na billboardzie nie wytrwalem do konca ze wzgledu na brutalnośc scen...
Nie podobał mi się. Był dla mnie schematyczny. Gra Cage'a mnie absolutnie nie przekonuje. Cały czas jak w masce, bez emocji, bez ikry, bez sensu, ale też bez zaskoczenia. Film nie jest szokujący. Kojarzy mi się z typową klasą "B". Nadmiar brutalności nie wywołuje odpowiedniego efektu psychologicznego, nie buduje stosownego napięcia. To tak jak z hektolitrami sztucznej krwi i gumowymi monstrami w horrorach. Jak kogoś kręcą klimaty półamatorskiego porno, to moim zdaniem powinien iść do sex shopu po kasetę, a nie do kina.
Fabuła leży. Bohater poznaje złych, a potem jeszcze gorszych, by wśród mgieł wewnętrznego konfliktu wychynąć z mieczem na nasienie zepsucia i zgładzić je.
Film nie zostawił w mej pamięci niczego, do czego mógłbym wrócić myślami. Wydał mi się nudny. Jedynym mocnym punktem jest rola Maxa California - zagrana przekonująco, ale bez przesadyzmu. Zdecydowanie podnosi to moją ocenę, ale tylko do piąteczki. Można, ale nie trzeba.
adamie kopciu-idealnie to napisałeś. mam identycznie uczucia związane z tym filmem. Wiesz...powiem szczerze ze głupio mi było dawać temu filmowi pięć, bo aktorzy, sex, przemoc niby wszystko jest ale akcja, fabuła. No śmieszyła mnie...fałszem leciało na 8...kilometrów. hehe
A słyszałam ze to taki dobry film...Nie wystarczy moc w filmie potrzeba czegoś NOWEGO. tu nic takiego nie widział. Czułam się oszukana łatwością logiki w tym "dziele".
bardzo mocny film, zrobił na mnie ogromne wrażenie które zostało...
przerażające jest to do czego zdolni sa ludzie i to co sprawia im przyjemność.