Zawsze literatura na ekranie, to coś, co ma szanse się obronić i tu się broni znakomicie! Lepszy od oryginału z 1959 roku. Tam tylko, zarysowano, lekko naszkicowano postacie i dramaty ludzkie, a tu mamy komplet wszystkich uczuć. To 3 godziny eksploatujących ludzkich dramatów... aktorstwo znakomite, widać że Australijczycy podeszli do tematu poważnie i wystawili swój kwiat aktorski. Większość ról bardzo udana, no naprawdę to kawał porządnego filmu! Taka Rachel Ward deklasuje po prostu swoją rolą poprzedniczkę z 1959 (Gardner). Fakt miała na to aż 3 godziny, a poprzedniczka o godzinę mniej, ale to jest jednak mały nokaut. Film nie ma happy endu i może zdołować, proszę uważać... ;)