Oprócz oczywistej tematyki zagłady nuklearnej i bezsensu odwetu stawia bardzo interesujące pytania egzystencjalne. Wszyscy bohaterowie filmu wiedzą, że czeka ich śmierć w bardzo niedługim czasie. Pytanie brzmi- i co teraz? Co zrobić z resztą czasu? Co zmienia wizja śmierci? Bohaterowie odrzucają to co zbędne, trywialne i muszą zdecydować jakie wartości faktycznie warte są ich czasu. Co jest ważne, a co ważniejsze. Według mnie to jest film własnie o wyborach. Ani Dwight ani Julian ani Moira (czy inne postaci) nie są biernymi odbiorcami rzeczywistości, walczą do ostatniego momentu i mimo wszystko są panami (i paniami) własnego losu. Walczą nie tylko o życie ale głównie o szczęście i godność, o to by podołać odpowiedzialności za innych- członków załogi, dzieci, partnerów... Film każe się zastanawiać nad tym gdzie widz by był w momencie gdy nadszedłby koniec. Przecież wszyscy go doświadczymy. Tylko może za trochę więcej niż kilka miesięcy.