Ostatni król Szkocji

The Last King of Scotland
2006
7,5 88 tys. ocen
7,5 10 1 88190
7,1 26 krytyków
Ostatni król Szkocji
powrót do forum filmu Ostatni król Szkocji

(Z pewnych względów pominę inne aspekty filmu i skupię się tylko na aktorach odtwarzających swoje role, a i tak nie wszystkich ? takie życie i kompletny brak wolnego czasu...)


Film jest naprawdę dobry, który trzyma się głównie na kreacji świetnego Foresta Whitaker?a, który przechodzi samego siebie (niech mnie jeden kieliszek powali jeśli w tym roku nie odbierze Oscara).
Jest naprawdę znakomity pod każdym względem- te napady gniewu, złości, które na zmianę przechodzą w przejawy radości, ta huśtawka nastrojów. Jako że Whitaker opanował do perfekcji sztukę aktorstwa wymieszanie tych dwóch elementów zostało idealnie pokazana na jego twarzy.
Aktor w żadnym jednak wypadku nie przeszarżowuje, ba nawet nie zbliża się do granic fałszu, wszystko zdaje się być u niego wyważone i umiejętnie ze sobą połączone dając nam obraz wielkiego człowieka mającego władzę, szaleńca, który nie ufa nikomu i gotów jest usuwać ze swojej drogi wszelkie przeszkody. Coraz bardziej osaczony, nieufny popada w coraz większe szaleństwie, pogrążając w nim swych najbliższych i wszystkich ludzi, dla których miał być ostoją przemian, dobrobytu, lepszego życia. Życia, które pod jego rządami zamieniło się w koszmar, z którego nie można się obudzić...

Niestety przeciwna strona barykady nie prezentuje się już tak wiarygodnie. Postać młodego lekarza, idealisty, który chce coś zmienić w świecie nie znajduje dobrego odzwierciedlenia w aktorze McAvoy'u...
Niestety widz odlądając jego kolejne pseudo-uśmieszki (James najwidoczniej chciał chyba ustanowić, nie wiedzieć czemu, pod tym względem filmowy rekord). Miota się po ekranie strojąc wesołe miny do kamery, przez co widz zupełnie nie może identyfikować się z postacią, co więcej postać ta staje się z minuty na minutę coraz mniej wiarygodna. W pewnym momencie mamy wrażenie, że nasz doktorek przyjechał do Ugandy nie po to, by ratować i leczyć potrzebujących pomocy, lecz zaliczać kolejne czarne panienki (należy pamiętać, że akcja dzieje się w latach 70, więc nikt się wtedy HIV nie przejmował). Niestety zakończenie, w których nasz Nicholas jakoby zaprzeczał swym ideałom w ramach wzniosłego celu, nie wypada jakoś specjalnie wiarygodnie i moim zdaniem została przesadnie udramatyzowana. Nie twierdzę jednak, że James McAvov źle odegrał swoją rolę, aczkolwiek myślę, że nie wykrzesał z siebie tyle siły, by być postrzegany równie pozytywnie co jego partner. Lecz może taka to już magia tego filmu i wielka siła roli Whitaker?a, a każda inna postać wydaje się przy nim po prostu aktorsko gorsza...

Szkoda też postaci Sarah, w którą wcieliła się znakomita Gillian Andrson. Popełniono naprawdę karygodny błąd z prowadzeniem tej postaci do filmu. W przeciwieństwie, bowiem do książki nie ma absolutnie żadnego znaczenia w rozwoju filmowej fabuły, a co za tym idzie staje się zupełnie zbędna z perspektywy późniejszych zdarzeń. Bo też co uosabia ona w filmie - rozchwianie erotyczne głównego bohatera, który mając przy sobie kobietę czuje mrowienie w lędźwiach i myśli byle tylko wskoczyć z nią do łóżeczka? Dajcie spokój. Zupełnie niepotrzebna postać i tym bardziej szkoda talentu aktorskiego Anderson, który nie został w tym przypadku należnie wykorzystany, a wręcz zmarnowany. Może następnym razem...


Cóż Amerykanie w ostatnich latach odkryli, że Afryka i burzliwa historia przemian, które dokonywały się na tym kontynencie, to wdzięczny temat na film, w efekcie czego powstały chociażby ?Hotel Rwanda?, ?Shooting Dogs? ?Blood Diamond? czy teraz ?Last King of Scotland?. No cóż, można i tak. Ja osobiście nie mam nic przeciwko, szczególnie wtedy, gdy otrzymuje się naprawdę dobry i tak świetnie (choć jest to niestety popis jednej strony) zagrany film...

Moja ocena: 7/10