Zamiast widowiska historycznego wyszedł kiepski kabaret, z marnymi dialogami, ciągle balansującymi między dawną manierą a współczesnymi wtrętami (naprawdę, te wszystkie fu*ki mogli sobie darować), groteskowymi postaciami (Ben Affleck całkowicie zasłużył na nominację do Zlotej Maliny), nachalną dydaktyką i bezwstydnym żerowaniu na temacie #MeToo. Autor starał się chyba pokazać, że problemy tego typu istniały od wieków i niewiele się w tym obszarze zmieniło - ale nie wypadło to przekonująco. Do tego te wszystkie mrugnięcia okiem starające się uwspółczesnić bohaterów na siłę... Jakoś nie do końca mogę uwierzyć w sytuacje, gdy np. średniowieczna szlachcianka plotkuje ze służącą o intymnym piercingu Królowej, bądź też w swobodne rozmowy średniowiecznych małżonków na temat orgazmu (nota bene używając określeń, które powstały dopiero ok. 150-200 lat po okresie przedstawionym w filmie). Niestety, skądinąd ciekawa historia z czternastowiecznej Francji została na siłę "ufajniona" i wyszło coś kuriozalnego. Szkoda.