I naprawdę aż się sobie dziwię. Ten film ma sens i zdaję sobie sprawę, że to stwierdzenie
wyda się niektórym infantylne i dziwaczne, ale słysząc, iż w głównej roli osadzono tu Miley
Cirus- nie było to dla mnie znowu tak oczywiste. NA SZCZĘŚCIE z czystym sumieniem
mogę przyznać- nie ocenia się książki po okładce- Cirus udźwignęła chyba, co było do
udźwignięcia, bo jakoś ostatecznie nie wadziła mi w niczym, myślę, że film byłby podobny z
nią, czy bez niej. Chwała jej za to, że zagrała całkiem naturalnie (właściwie można by się
przyczepiać, ale nie od tego jestem..) Generalnie- całkiem wzruszająca historia. Film miły
dla oka i dlatego ocena z 'kredytem zaufania' : )
To prawda. Miley jeszcze nigdy mnie tak pozytywnie nie zaskoczyła, jak właśnie tutaj. Zagrała bardzo dojrzale. Choć i tak jeszcze daleko do tego, by nazwać ją naprawdę dobrą.
Sam film nie był taki zły. Miał swój klimat i mówił o rzeczach naprawdę ważnych. Jest tylko małe "ale": za bardzo przypominał inny obraz, który widziałam jakiś czas temu - "Życie, jak dom". Tak, jak tamten naprawdę trzymał za serce i pozwalał wczuwać się w sytuacje bohaterów. No i nie był przewidywalny. Gorzej, z "Ostatnią piosenką". Tam nie zaskoczyło mnie dosłownie nic. I to jest właśnie najgorsza cecha tego filmu. Do tego jeszcze słaba muzyka (wyjątek, piosenka, którą bohaterka zagrała na pogrzebie swojego ojca). Niestety, muszę dać najwyżej 4/10.
Niedawno nabyłam 'życie jak dom' i właśnie zostałam zmobilizowana do tego, żeby w końcu to obejrzeć, bo szczerze mówiąc zbieram się już dobrą chwilę.
Odnośnie piosenki- She'll be love, bodajże, ze sceny w samochodzie, znowu nie taka zła.
Film według mnie średni. Rzeczywiście poruszał ważne sprawy, ale emocje były ukazane dosyć płytko. Oglądając cały czas miałam świadomość, że gdzieś już to widziałam. Taki zlepek motywów z różnych filmów. Przerażająca przewidywalność, wymuszony happy end. Niekiedy sztuczność gry aktorskiej. Moim zdaniem produkcja nie rzuca na kolana, nie wnosi nic nowego, jest raczej przeciętna.