Krzywdę filmowi wyrządza zakwalifikowanie jako melodramat. Na pewno nie jest to
typowy wyciskacz łez! Owszem, jest kilka scen "melodramatycznych", ale sporo jest też
humoru i wątków czysto dramatycznych. Określiłbym go jako dramat, ewentualnie
obyczajowy.
Film jest bardzo dobry. Jest to głównie zasługa Miley Cyrus. Zagrała świetnie (jedynie na
początku miała mały kryzys) i wbrew moim obawom nie było w niej ani trochę Hanny
Montany. Widziałem w niej Ronnie i naprawdę znakomicie poradziła sobie w roli niby
zbuntowanej nastolatki, a tak naprawdę wrażliwej dziewczyny.
Do tego reszta obsady zagrała nie gorzej. Głównie chodzi mi o Grega Kinneara
(poruszające sceny w trakcie choroby), ale nic zarzucić nie można Liamowi
Hemsworthowi (którego znałem z serwisów plotkarskich) i Bobby'mu Colemanowi.
Trochę bawi mnie, że wszyscy muzycy w USA chcą do Juilliard.
Mocno zapadło mi w pamięć sporo scen: śmierci ojca, tytułowa ostatnia piosenka,
ratowanie jaj żółwi, pomoc dziewczynie z kłopotami z facetem czy płacenie bratu przez
Ronnie za odciągnięcie ojca.
Polecam!