Z reguły tak jest, że książka jest lepsza od filmu. Jednak w przypadku ,,Ostatniej piosenki" musiałam się poważnie nad tym zastanowić , ale ostatecznie książka chyba lepsza. Chociaż męczyłam ją miesiąc, bo przez ponad połowę, jak dla mnie była nudna i przeciętna. Ale końcówka mnie powaliła - dosłownie. Czytałam przez łzy nie mogąc powstrzymać się od płaczu. A film? Całkiem w porządku, mimo, że nie przepadam za Miley, pod koniec nawet zbierało mi się na płacz.
książkę przeczytałam w 3 dni, ale muszę się zgodzić, że tylko jakieś ostatnie 100 stron powala... rozkleja... przemawia... jest o czymś znaczącym... a biorąc pod uwagę, że książka ma ok.450 to przez większość jest średnio... film obejrzę pewnie dzisiaj, chociaż mam pewien problem z Haną-Montaną jako Ronnie... zobaczymy...
Ja czytałem ją do dziś - zajęło mi to jakieś dziesięć dni ponieważ miałem mało czasu. Film obejrzałem wcześniej i jako, że do Cyrus nic nie mam a nawet przyznam, że jestem jej zwolennikiem - młoda jest to niech próbuje - to oglądało mi się go dobrze. Jednak książka jest dużo lepsza ale trzeba ją poczuć - te wszystkie opisywane sytuacje i miejsca z pozoru błahe ale opisane przez Sparks'a wydają się być tak niesamowite...
Film jest zbyt ogólnikowy i jak dla mnie za dużo jest różnic miedzy nim a książką.
Film - 7/10, soundtrack - 8/10, książka - 9/10