PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=508796}

Ostatnia piosenka

The Last Song
2010
7,1 105 tys. ocen
7,1 10 1 104854
4,9 11 krytyków
Ostatnia piosenka
powrót do forum filmu Ostatnia piosenka

Nie wiem, czy coś jest ze mną nie tak, czy co, ale kompletnie nie rozumiem zachwytu nad tym filmem. A nie jest tak, że jakoś szczególnie nie lubię melodramatów.

Film jest do bólu przewidywalny. Żadnych zaskakujących zwrotów akcji. Jest tylko to, co typowe dla każdego romansidła - Początkowo Nielubiący Się Bohaterowie, "Niespodziewana" Wielka Miłość, następnie Wielka Kłótnia O Nic i wreszcie Wielka Miłość Forever; nie może zabraknąć też Wrednej Byłej (blondynki oczywiście!) i Niemiłych Rodziców Chłopaka.

Ale to jestem w stanie zrozumieć - taki gatunek. Jest jeszcze wątek utraty bliskich, walki z chorobą. To przełamuje słodki letni romans. Niech będzie.

Jednak Miley Cyrus w roli głównej bohaterki nie mogę już znieść. Od pierwszej do ostatniej sekundy ma tak uciągniętą minę, jakby matka wiozła ją do jakiegoś gułagu, a nie na wakacje z ojcem. Ronnie śmieje się, płacze, gra na pianinie, broni żółwi, wygłasza mowę pogrzebową, rzuca błotem, kupuje sukienkę na wesele - nieważne, nadąsana minka musi być.
W tym momencie w mojej głowie rodzi się pytanie: co jest bardziej irytujące - mimika Kristen Stewart czy Miley?

Niestety nie czytałam książki, więc nie wiem, jak tam przedstawiona jest główna bohaterka. Filmowa Ronnie szalenie mnie drażni. Za wszelką cenę ma być wyjątkowa. I tak oto powstaje nastolatka inna niż wszyscy. Nierozumiana przez rówieśników. Arogancka i buntownicza, ale wrażliwa i opiekuńcza. Szkoła i nauka są poniżej jej godności, lecz ma wielki talent muzyczny, wobec czego zostaje przyjęta do super-ekstra szkoły muzycznej (bez egzaminów!), ale Ronnie ma to oczywiście w nosie. Strzela fochy na prawo i lewo, a potem wszyscy muszą ją na kolanach przepraszać.
Nie przemawia to do mnie, bardzo przykro mi.

Dodatkowo "Ostatnia piosenka" obfituje w tak banalne sytuacje, że aż żal serce ściska. Przykład? Ojciec Ronnie musiał zasłabnąć i trafić do szpitala akurat tego dnia, w którym Ronnie szła na wesele, gdyż inaczej dziewczyna nie mogłaby paradować w strojnej sukni po całym szpitalu i nie zwracałaby wtedy uwagi wszystkich napotkanych ludzi. I oczywiście sukienka była w opłakanym stanie, bo akurat w tym dniu Ronnie była świadkiem (a nawet po części uczestnikiem) bójki. Rozumiem, dramatyzm dramatyzmem, ale nie za dużo tego troszkę?

Moja ocena - 3, głównie przez wzgląd na Bobby'ego Colemana, który bardzo przekonująco płakał. No i ogółem był najmniej irytujący.

Naprawdę, po "Pamiętniku" spodziewałam się czegoś więcej.

ocenił(a) film na 3
aledis

Ładna i przede wszystkim mądra. Aż miło poczytać.