Miałem dzisiaj sposobność obejrzeć "Ostatnią wieczerzę" Kowalskiego na Netflixie i muszę przyznać, że to całkiem udany horror religijny/sataniczny. Fajnie zrealizowany i dobrze zagrany, z niezłymi efektami specjalnymi i gore (np. rytualne podcięcie gardła). Na plus także klasztorna lokalizacja, posępna, odpychająca, epatująca brzydotą, perfekcyjna oraz kilka niespodzianek. Tym razem Kowalski wraz ze scenarzystką Mirellą Zaradkiewicz postanowili zrealizować horror bardziej na serio i chyba im się to udało, choć w "Ostatniej wieczerzy" odnajdziemy także elementy humorystyczne, campowe. Jednych zakończenie filmu odrzuci, innych nie. Ja należę do tej drugiej grupy. No cóż, mnisi formujący w powietrzu odwrócone krzyże... genialny motyw.
Konkludując, "Ostatnia wieczerza" przypadła mi bardziej do gustu niż przekombinowany "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2". I cieszę się, że Bartosz Kowalski staje się obecnie czołowym reżyserem polskiego kina grozy. Może inni reżyserzy w końcu pójdą w jego ślady i rodzimy horror przestanie być w Polsce gatunkiem marginalnym, traktowanym po macoszemu?