I wciąż zupełnie nieprzewidywalny dreszczowiec. Lepszy od "poirotów", bo zrobiony z energią i pozbawiony cech teatralności.
Godny porównań z najlepszymi: "Detektywem" Mankiewicza, czy "Śmiertelną pułapką" Lumeta. Pierwszorzędnie zagrany przez całą obsadę (ze wskazaniem na Jamesa Masona, Richarda Benjamina i emanujących seksem, mających wielki apetyt na życie Dyan Cannon i Raquel Welch).
Pyszna zabawa.
Raz to za mało.