Neonowe światła, lustrzane odbicia, oszałamiający montaż i hipnotyczna stylizacja od której trudno się oderwać. W jej centrum doskonały, elektryzujący i jakże trafnie dobrany duet aktorski, wzajemnie uzupełniający się w każdej wspólnej scenie. To swoista laurka dla Londynu lat sześćdziesiątych, jednocześnie zdzierająca z niego otoczkę niewinności. Wepchnięci w feerię barw i świateł dajemy się ponieść doskonałej ścieżce dźwiękowej, która oprócz nader trafnie dobranych piosenek, otacza nas klimatycznymi kompozycjami Stevena Price’a. A wisienką na torcie są piosenki wykonywane osobiście przez Anyę Taylor-Joy. Doskonale, niezwykle dopracowane kino, z miejsca zasługujące na Oskara za zdjęcia, scenografię, montaż i dźwięk.