który nie tylko ma straszyć, ale ma też coś do przekazania. Idzie wbrew bezkrytycznej nostalgii za latami 60-tymi. pokazuje męskich toksycznych drapieżców. Niepotrzebny wątek romansowy. Piękne kostiumy i muzyka. A zdjęcia z lustrzanym odbiciem robią wrażenie.
Tak, to wszystko również i mnie urzekło. Jest to jednak jedynie tło, do największego wrażenia jakie zrobił na mnie zwrot akcji, gdy okazuje się kim naprawdę jest "morderca", a kim w rzeczywistości jest Sandie. Nie chcę pisać więcej i wchodzić w szczegóły, bo temat nie jest oznaczony jako "spoiler".
Gdy na to widzu zwrócisz uwagę, możesz zupełnie inaczej odebrać ten film niż tak, jak z pozoru mógł się prezentować. I to jest dla mnie jego największym walorem :-).