PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=837446}

Ostatniej nocy w Soho

Last Night in Soho
2021
6,6 33 tys. ocen
6,6 10 1 33217
6,5 79 krytyków
Ostatniej nocy w Soho
powrót do forum filmu Ostatniej nocy w Soho

don't look now conservation, repulsion conversation; wzorzysta dekoracja dywanowa, na bogato mrugająca (częściej we wzorki, rzadziej bez ładu i składu, chociaż i tak się jej zdarza), nowoczesna, fasadowa ilustracja klasycznej bajki o śnie motyla - mniej więcej, chociaż w porównaniu z takim np. Avatarem to bardzo kameralna, intymna i wyciszona jednak - czyli z niebanalnym podejściem do tematyki tak zwanego przymusowego obozu wakacyjnego i jego przytomnego przeżywania, tak zwanego świadomego śnienia - znowu mniej więcej, jednak bohaterka nie pozostaje biernym obserwatorem, ostatecznie może coś tam zmieniać - może też tak wprawnie jak Incepcja nolana, Sen ki-duka czy wspomniane opus magnum camerona - że o postaciach candymana czy freddy'ego krugera nie wspomnę - nie mami ni tumani, ale na tej samej długości psychoaktywnej fali..

warstwa doduszna - szkoda gadać, wrighcik nie popisuje się niczym poza popisami; ale warstwa douszna nowatorska poniekąd - nie dość, iż słuchamy tylko tego czego słucha bohaterka, to jeszcze o takim samym jak ona stopniu natężenia dźwięku, inaczej gdy słucha np. przez słuchawki, inaczej gdy muzyka dochodzi ją z oddali i tak dalej i tak dalej - owszem, ciekawe i chyba lepiej się sprawdza niż w poprzednim filmie wrighta o Baby Driverze z uwagi na temat - szeroko i obiektywnie pojmowana wąska subiektywizacja przeżywania świata, co też znajdzie swe odbicie w tekstach tych piosenek..

nadto oddaje moją sympatię do luster co zawsze i z wielką chęcią poprę - lustro jako artefakt magiczny, krawędź spajająca światy, trochę odpowiednik rozdzielni paczek pocztowych w mieście lisi ogon pod bydgoszczą (chociaż, biorąc pod uwagę moje ostatnie doświadczenia, bardziej trójkąt bermudzki niż zwrotnica spajająca światy).

humpty'ego dumpty'ego wprawdzie nie ma i nie będzie, ale emocji, wzajemnego przenikania się rzeczywistości (pospołu z naszym Weselem, jakiś nowy trend czy co?) oraz zaburzonych ciągów narracyjnych tej prostej w sumie logiki wypadków miłosnych nie brakuje. trudno też nie zakochać się w bohaterce i to od pierwszego wejrzenia, jest w każdej scenie, razem z odlotami niesie tę wątłą w sumie historyjkę, którą słowami można by opowiedzieć w pół minuty - zobrazkowana żyje, zaobrazkowanie jest wysokiej klasy.

teraz minusy: same odjazdy, odloty i przyloty, napalmy wrażeniowe o poranku takie trochę bym powiedział tapeciarskie, tandeciarskie, mało dziwaczne, nic nie powykręcane, nazbyt jaskrawy ten makijaż, nazbyt świecące te neonowe kurtyny, nazbyt ekstatyczne zachłyśnięcie rozglamourowanym światem przedstawionym; niby ładne to wszystko, może aż za bardzo, do tego jeszcze świeci, niby chwytliwe, jakkolwiek widać że dodane, w sensie, iż nie widzę spójności tego z tłem, integralności tego z otoczeniem, bardzo staroświecka jest ta nowoczesność, przy czym nie chodzi mi o retro, tu się straszy w sposób konwencjonalny, przewidywalny, końcowe wnioski też są oczywiste. być może tak miało być, nie wiem, być może inaczej już dziś nie można, też nie wiem, być może to domena (pardon, dyktatura) tej cholernej cyfryzacji, też nie wiem, natomiast wiem, że ta integralność właśnie była we Wstręcie rzeczą prymarną - i od tamtego filmu wiało grozą, groza wisiała w powietrzu jak trzecia bramka z czołówki magazynu piłkarskiego Gol z lat dziewięćdziesiątych, tutaj bardziej nam zwisa i powiewa, dynda jak błyskotki pośród innych błyskotek na choince albo jak rozkładające się gremium komórkowe andrzeja leppera, takoż - niczym niejaki george - prosto z drzewa..

zresztą w kwestii tak zwanego przenikania się śnienia, zacierania granic pomiędzy jedną a drugą stroną magicznego lustereczka też po początkowym szoku niczym szczególnym nie zaskakuje, z drugiej strony trudno w tym temacie czymś nowym zaskoczyć w ogóle.. nie po tym, jak niejaki terminator wyskoczył z bajki by stać się gubernatorem kalifornii, niemal prezydentem - że o tym drugim nie wspomnę - wistość rzeczy widzialnych nie dość iż dogoniła fikcję, trzy razy ją jeszcze zdążyła zdublować - zaproponowana przez wrighta umowność i płynność wszelkich granic będzie li zaledwie straszliwą i przeraźliwą normą w tym kontekście.. i ostatecznie w naszym nowym Weselu uważam rzecz wybrzmiewa dużo, dużo lepiej.