Co by tutaj nie mówić o powodach, o tym kto jest winny, czy oszukane są po prostu zbyt naiwne, czy głupie, a może i nawet po prosyu zbyt uczynne to jedno jest pewne: ŻADNA Z NICH nie poleciałaby na niego, gdyby był biedny albo średnio zarabiający i uczciwy. Smutne, że od człowieka ważniejsze jest to co ma obok siebie, a nie w sobie.
Ale dokładnie tak samo żaden facet na tinderze czy gdziekolwiek nie "leci" na nieładne dziewczyny w rozmiarze XXL. I też smutno, że ważniejsze jest to, co na zewnątrz człowieka, a nie wewnątrz?
Ale (niestety) mam spore doświadczenie i informacje z pierwszej i z drugiej ręki, że dziewczyny też wolą przystojnych facetów, a nie brzydkich i lecą na urodę i hajs. Czyli typowy "książe z bajki" im się marzy, a na ogół te księżniczki z posagiem niewiele wspólnego mają ;)
Poza tym wypowiedź tego pustaka z początku filmu "Znam wszystkie bajki Disneya..." i cała reszta o tym jest, jak policzek wymierzony pokoleniom feministek i feministów na całym świecie. To jest równouprawnienie? To "szukam poważnego związku" i pójście z kimś do łóżka na pierwszej randce bo... bo co? Co ją tak urzekło w nim? Bo od pierwszego wejrzenia nie da się za wiele dowiedzieć o osobie na którą lecimy. Do której czujemy tą sławetną chemię, będącą niczym innym, jak pociągiem seksualnym. Od pierwszego wejrzenia można zobaczyć koszulę, zarost, oczy, czy... jak w filmie: prywatny samolot, kawior i sushi ;) Rzadko kto zauważy to ile ktoś miał trosk, radości, bólu i uśmiechu, porażek i sukcesów. Więc typowo poleciała na wygląd i hajs ;)
Obawiam się, że ten seks na pierwszej randce to już tylko w takim katolickim zaścianku jak nasz kraj wciąż wydaje się rzadkością i niewiarygodną rozpustą. Coraz częściej słyszę od koleżanek o fifirifi na pierwszym spotkaniu, coraz częściej takie wątki są w filmach i serialach i traktowane są zupełnie naturalnie. Ot, taka forma sprawdzenia, czy para do siebie pasuje. Drink-kolacja-łózko i następnego dnia ludzie decydują, czy będzie kolejny raz czy nie.
Tylko w takim katolickim zaścianku jak nasz kraj spragnionym fizycznej bliskości kobietom odmawia się prawa do posiadania szybkich testów na choroby weneryczne pozwalających sprawnie zweryfikować zdrówko kandydata na popychacza... yyy tzn męża.
Co innego na płostępłowym zachłodzie - tam szybki teścik i już babka może się łupać.
XD
Ale to w ogóle nie jest kwestia zaściankowości tylko podejścia do seksu - albo, jak do sportu albo czegoś ciut więcej. Poza tym nie chodzi tylko o seks na pierwszej randce, a o to co tamta dziewczyna mówi. Właśnie oglądam od początku i po 5 minutach mam jej dość - niestety podobnie, jak 99% dziewczyn z którymi się spotkałem w ciągu ostatniego roku bo ich romantyzm (tak jak i tej z filmu) kończy się na strasznych pierdołach. Dzizaz... to przez konsumpcjonizm?
A wracając do tematu seksu na pierwszej randce - chyba lepiej najpierw się poznać i dowiedzieć, czy do siebie pasuje dana para ludzi trochę dłużej, niż kilka godzin wspólnego chlania, czy oglądania filmu w kinie? Na ogół każdy ściemnia na maksa byleby wypaść, jak najlepiej. No chyba, że kilka podstawowych informacji na czyjś temat komukolwiek kto szuka poważnej relacji wystarcza do przelecenia się z nieznaną osobą. Tak -mógłbym z zasłyszanych doświadczeń i swoich własnych sklecić niezłą książkę, jak wiele pozerstwa jest w dzisiejszych czasach., co głównie kieruje osobami szukającymi partnera oraz, jak ktoś kto uważa, że szuka inteligentnego partnera/partnerki - kogoś z kim można rozmawiać o wszystkim, a nie ciągły small talk (który również uważam za żenująco słaby sposób na marnowanie czasu) nagle leci na osobę totalnie niespełniającą wymagań.
Facet mówiący, że spóźnił się bo auta nie miał, gdzie zaparkować potem wracający do domu metrem... dziewczyna uwielbiająca tego samego reżysera/zespół/pisarza nie potrafiąca wymienić, więcej niż jednego filmu/utworu/książki, czy ludzie po prostu dodający sobie wzrostu (również dziewczyny), nie wyglądający, jak na zdjęciach i np. nie mieszkający w danym mieście lub mający mężów, dzieci, żony... istny cyrk :) I jestem niemal pewien, że te dziewczyny z filmu trafiały na podobnych ludzi, jednak mając podobne doświadczenia nagle okazuje się, że ufają kolesiowi o którym nic właściwie nie wiedzą. Fakt - ładnie swoje opowieści oparł na fikcyjnych fundamentach w postaci artykułów w necie, czy instagrama, ale nadal to jest po prostu wyjkorzystanie ich naiwności, że wreszcie(!) udało się(!) im znaleźć wymarzonego faceta - sławetnego Księcia z Bajki... ich bajki! Dlatego, też jarają się tym, jak chata ze słomy, a potem (zakochane na maksa) robią wszystko, aby było ich księciu (czyli również im) dobrze.
Reasumując - mechanizm jest trywialnie prosty:
Niemal każda dziewczyna leci na hajs i urodę. Koleś brzydki nie jest, nie ma co ściemniać, biedny, ani trochę, a w dodatku potrafi świetnie grać swoją rolę. Rozkochuje je w sobie właściwie nie używając swojej osobowości zbytnio. Jedynie pokazuje im życie, jakie prowadzi i jakie mogą wieść przy jego boku. Thats all! Potem mówi, że to się nie powtórzy jeśli nie pomoże mu bo ma problemy, więc ratując wizję wspaniałego życia, która przecieka im przez palce robią wszystko byleby jej nie stracić.