Statek kosmiczny spada na Ziemię na połać terenu władany przez Wikingów – kosmiczna bzdura, lecz mi, wychowanemu na przygodach Thorgala, całkiem zjadliwa. Gorzej, że film nie ma do zaoferowania nic, co potrafi zająć przez 115 minut seansu. Zbudowany na starych jak kino kliszach, będący pomieszaniem z poplątaniem Predatora, tudzież Obcego z „Trzynastym wojownikiem” z przeciętnymi efektami specjalnymi, kiepską pracą kamery i kuriozalnym montażem maskującym niski budżet, może i byłby w miarę sprawny, gdyby nie to, że film od pierwszej do ostatniej chwili męczy i irytuje...
Na dobrą sprawę ubawi tylko tych widzów, którzy w latach 80 i 90 szlifowali kasety wideo z filmami klasy B. „Outlander” właśnie takie kino przypomina, lecz mimo iż sam kiedyś ścierałem dzieła B i C klasy, dziś takiego dziwacznego produktu zdzierżyć nie mogłem i tylko czekałem na koniec filmu. Choć przyznam, że momentami można się nieźle ubawić, widząc kobietę Wikingów, która podnosi głos mając coś do powiedzenia (!), podczas narady członków plemienia (!!! – kto ją tam wpuścił?), tudzież dziewuchę z makijażem.
Dla fanów obrazów z cyklu „straight to DVD” – może ci odnajdą w nim jakieś wspaniałości…
Moja ocena - 1/10
Wszędzie te feministki nos wsadzą- mnie też irytowała pozycja tej dziewczyny. To że dali jej miecz do treningu to już szczyt szczytów, a zabieranie głosu w jakiejs ważnej sprawie to przegięcie na maxa.
Mimo to film nie był aż tak zły. Dla mnie 5/10.
Cześć Luki :)
Szkoda słów na feministyczne zapędy tego filmu. Toć to komizm w najczystszej postaci :)
Aż taki zły chyba rzeczywiście nie jest. Lecz błagałem do Bozi (czy czegokolwiek co tam miało przylecieć po głównego bohatera) - zabierzcie go stąd, niech to się już skończy. Pytanie brzmi - dlaczego dopiero po (prawie) dwóch godzinach seansu moje modły zostały wysłuchane? Odpowiedzi proszę nie wysyłać...