Jeśli ktoś szuka w tym filmie zagadek logicznych, to niech sobie daruje. Film posiada "2 historie", ale są one tak płytkie, że aż dziw bierze, iż zostały dopuszczone one "do obrotu". Po filmie nachodzi w głowie pytanie:
"Co ja do cholery przed chwilą obejrzałem?" - film jest tak płytki, z tymi swoimi zagadkami, że poczucie straconego czasu jest ogromne. Jedyne co mamy to krajobrazy i pszczoły, film powinien nazywać się "Stary człowiek i pszczoły", oraz zostać filmem dokumentalnym. Ciągnie się jak flaki z olejem, po 30-40 minutach człowiek zadaje sobie pytanie - wyłączyć, czy nie wyłączyć ... nie, pewnie się rozkręci ... niestety - nic się nie rozkręca, jest tylko gorzej. Jeśli ktoś lubi filmy "z zagadką", to naprawdę - nie ma czego tutaj szukać, ten film to porażka na całego. Uwierzcie mi, i nie sprawdzajcie, bo nic w tym filmie ciekawego nie znajdziecie. Dawno nie oglądałem filmu, po którym czułem taki ogromne rozczarowanie i poczucie straconego czasu. Dlatego też wszedłem specjalnie dla Was napisać ostrzeżenie (nie udzielałem się na filmwebie od paru lat).
A ja sprawdzę, gdyż twoja ocena nie pokrywa się nawet w najmniejszym stopniu ze średnią oceną filmu. Tak więc dedukuję, iż twa wypowiedź ma się nijak do tego co ten film prezentuje. Sądzę, że byłeś tak rozczarowany filmem, iż działając pod wpływem impulsu oceniłeś film zbyt nisko. Być może liczyłeś, że twoja ocena zaniży średnią, ale to jest niemożliwe, taką samą ocenę musiałoby wystawić co najmniej kilkaset osób.
To przed włączeniem filmu proponuję całkowicie wymazać wszystkie produkcje,które oglądałeś o Sherlocku Holmesie,bo zdziwisz się bardzo niemiło...
@cyfrowy_baronie - ale ja nie dałem 1, żeby średnią zaniżać. 1 to moja ocena tego filmu, gdyż jako jedyny z tych, które oglądałem ostatnio, wywołał we mnie poczucie straconego czasu i naprawdę żałowałem, że go nie wyłączyłem po 30 minutach.
Super, że obejrzysz (też czasami oglądam "na przekór recenzjom", parę razy byłem pozytywnie zaskoczony). Ciekawi mnie jak odbierzesz ten film. Napisz jak było.
@pawelk1504 - tak to nie, niech ogląda "tak jak my" - z takim nastawieniem ;)
Zgadzam się w 100%-po prostu jestem w szoku-dla mnie to była profanacja postaci Sherlocka Holmesa....
No tak, jeżeli ktoś spodziewał się klasycznego filmu detektywistycznego z Sherlockiem, to bardzo mocno się zawiedzie. Jakaś zagadka niby jest, ale nie dość, że to tylko wątek poboczny, to sprawa jest dość lajtowa. Ale też ma służyć czemuś innemu niż zwyczajnej podniecie z rozwiązania kryminalnej tajemnicy. Bo jednak to znakomity film o czymś innym. O odchodzeniu, starości, samotności. O człowieku, który przez całe życie utożsamiał się ze swoim intelektem, a teraz go traci. Kim jest Sherlock bez swojej pamięci i siły dedukcji?
W sumie, film jest bardzo podobny do innego dzieła tego reżysera - do "Bogów i potworów".
"No tak, jeżeli ktoś spodziewał się klasycznego filmu detektywistycznego z Sherlockiem, to bardzo mocno się zawiedzie."
A czego innego można się spodziewać po opisie:
"Emerytowany Sherlock Holmes wspomina jedną z nierozwiązanych spraw, która dotyczy morderstwa młodej kobiety."
Gdyby brzmiał:
"Emerytowany Mr. Holmes wiedzie starcze życie w przepięknej krainie" - to by wiadomo było o co chodzi i ja bym taki film sobie odpuścił.
"O odchodzeniu, starości, samotności. O człowieku, który przez całe życie utożsamiał się ze swoim intelektem, a teraz go traci. Kim jest Sherlock bez swojej pamięci i siły dedukcji?"
- mogli uprzedzić, ja bym do takiego filmu nie podchodził ... ale pewnie inni także, stąd taki zabieg. Ja się czułem przez ten film oszukany, dlatego ostrzegam innych, i dobrze, że o tym piszemy, sam piszesz, że to nie film dla osób, które szukają filmu detektywistycznego, i taka jest prawda.
Znów muszę się z Tobą zgodzić,bo mam identyczne odczucia po obejrzeniu,a najgorsze,że od kilku dni niecierpliwie wyczekiwałem ukończenia napisów do filmu,bo mimo,że mam 44 lata,to zawsze byłem fanem wszelkich produkcji o detektywie mieszkającym na Baker Street...,ale,że dostanę takie ,,coś''...brak słów...
Arthur Conan Doyle po profanacji postaci S.H. to się w grobie przewraca...
Naprawdę uważasz, że to profanacja? Twórcy zmienili gatunek, ale czy podeszli do postaci wielkiego detektywa bez szacunku? Wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie i naprawdę mocno "weszli" w skórę fikcyjnego bohatera, jak gdyby był prawdziwy z krwi i kości - to chyba świadczy o szacunku i wielkim podziwie dla bohatera stworzonego przez Conana Doyle'a. Nie zrobiono z niego kobiety, z detektywistycznej opowieści nie uczyniono filmu akcji czy głupawej komedii.
Poza tym, czy w dobie tylu seriali o Holmesie, filmów, gier, itd. naprawdę potrzebujemy kolejnej kryminalnej zagadki z Sherlockiem? Doceniajmy te rzadkie przejawy oryginalności i odwagi producentów :)
,, Wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie i naprawdę mocno "weszli" w skórę fikcyjnego bohatera, jak gdyby był prawdziwy z krwi i kości - to chyba świadczy o szacunku i wielkim podziwie dla bohatera stworzonego przez Conana Doyle'a''
Dla mnie ,,mistrza dedukcji'' przedstawienie,jako ledwo człapiącego starca z ogromnymi kłopotami zdrowotnymi jest właśnie profanacją tej fikcyjnej postaci.Każdy z nas miał jakiegoś fikcyjnego bohatera,czy to z komiksów,czy to bajek,którego uważał za nieśmiertelnego bohatera,a S.H. dla mnie był kimś takim dawno,dawno temu.I przykre jest,że przez taki pomysł twórców dziś został ten mit zburzony.Nie wierzę,że jak np.Batman,czy Spiderman zostaliby tak ukazani to fani nie zmieszaliby twórców z błotem.
Po prostu niektórzy bohaterowie powinni zostać nieśmiertelni i być pokazywani z dobrej strony...
A w tej produkcji leży wszystko,bo ostatnia sprawa Sherlocka jest bardzo płytka i jeszcze ta heca z chłopaczkiem i osami...litości....
Gdyby główny bohater nie miał Holmes,a np. Smith,czy Johnson na nazwisko to na pewno bym spojrzał na ten obraz innym okiem,a tak to jest kompletne nieporozumienie...
Może został pokazany jako ledwo człapiący człowiek z ogromnymi problemami. Ale nadal kompulsywnie opiera się na swoim intelekcie i daje wyraz temu wszystkiemu z czego znany jest Sherlock Holmes, tylko w odmiennie innych okolicznościach. Nie ma tu pomniejszenia bohatera. I świadczy to o jakimś rodzaju nieśmiertelności, że dla 93 letniego Holmesa nawet zmniejszenie populacji głupich pszczół jest dobrym przyczynkiem do śledztwa. Bo nieważne, że umysł i ciało szwankują, bo to co sprawia, że Sherlock jest właśnie Sherlockiem, jest w nim wieczne. Nawet szukanie rozwiązania skutków demencji jest tu Holmesowo metodyczne.
A jako olbrzymi fan Batmana, bardzo chętnie zobaczyłbym coś takiego w przypadku Mrocznego Rycerza, choć nie byłoby to nic oryginalnego, bo takie wariacje się już pojawiały :) I sprowadza się to do tego, że Batman nie jest sobą z powodu swoich umiejętności i sprzętu, ale dzięki zaletom intelektu i postawie moralnej. I podobnie jest z Holmesem.
Jednak wybieram wersję Conan Doyle'a,gdzie uśmierca Holmesa po starciu z największym wrogiem-wiem,wiem,że później jednak na znak protestów fanów jednak go ,,wskrzesił...
Może źle wcześniej sformułowałem swoje myśli,bo chodzi mi o to,że nasi nieśmiertelni bohaterowie powinni być przedstawiani,tak,jak dotychczas w swojej dobrej formie fizycznej,by dalej następne pokolenia fascynowały się ich przygodami.Uważam,że po obejrzeniu tego filmu-wielu młodych widzów zmieni zdanie co do postaci S.H. na dużo gorsze,bo S.H. został pokonany przez życie...
Raczej ciężko mi sobie wyobrazić film o np. 90 letnim Jamesie Bondzie ,bo jak w tym przykładzie bohatera zmieniają się tylko odtwórcy ról,a bohater się nie starzeje.W innych owszem bohater się trochę starzeje,ale pokazanie,jako niedołężnego starca S.H.,który nie radzi sobie w życiu codziennym bez pomocy osób trzecich jest dla mnie profanacją...
No jeszcze rozumiem,jak to np. w Zorro bohater wychowuje swego następce...
Ian McKellen świadomie idzie w grę ze starością i śmiercią, bodajże od czasu, gdy zagrał bergmanowską Śmierć z 'Siódmej pieczęci' :)
http://www.filmweb.pl/film/Bohater+ostatniej+akcji-1993-4292
Niektórzy twierdzą, że Kellen nigdy młody nie był.... przesada moim zdaniem, ale wątek starucha (nie staruszka w kapciach) pojawia się u niego co i raz. Nawet najbardziej znana rola Gandalfa jest w końcu rolą o określonej metryce.
To po prostu nie jest kryminał, lecz dramat psychologiczny. Tak jak "Śledztwo" Lema nie jest kryminałem, mimo że Krajewski je wielbi. Mr Holmes to film wielowątkowy, "film z rytmem", jak by może ocenił go Bergman.
Jest to film o oswajaniu ze śmiercią, wątek japoński nawiązywać może delikatnie do Okuribito. Człowiek więdnie, a wszystkie siły, które do tej pory mu służyły, zdradzają go, stają się jego nieprzyjaciółmi. W końcu człowiek, który brał udział w zapasach z największymi wyzwaniami swojej epoki, odkrywa, że wszystko to nic nie było warte, a prawdziwym sukcesem okazuje się wstać z łóżka i zapamiętać czyjeś imię.
W filmie odczytać można zmęczenie indywidualizmem i buntem, rzut oka na przeszłość wywołuje w Sherlocku prawie zawsze żal i poczucie winy, gdyż przekładał sukces nad człowieczeństwo. "Bałem się!", mówi. Z lekkim smutkiem i rozgoryczeniem wspomina kolejne rozstania, by na końcu odkryć w sobie potrzebę pojednania, wypowiedzenia być może pierwszych w życiu miłych słów, nawet za cenę wyrzeczenia się prawdy... nie, nie Prawdy, nie ma w języku polskim odpowiedniego słowa na trzymanie się nagich, beznamiętnych, a czasem nawet bezdusznych faktów.
"Nigdy nie płakałem ani za pszczołami, ani za nikim innym."
W tym filmie nie ma zagadek... nie może ich być. Wszystko jest przeraźliwie jasne, rychła śmierć jest nieunikniona, człowiekowi pozostaje tylko patrzeć na kolejne jej przypływy, które wydzierają ciału i duszy ostatnie jego skarby. Zagadki mogą dostrzegać tylko ludzie młodzi, którzy żywią jakieś nadzieje, biorą tę życiową komedię na serio.
"Sherlock pali wszystkie listy, które do niego przychodzą."
Bardzo ładny i niebanalny film. Po Amour Hanekego i Twarzą w twarz Bergmana, które widziałem w ostatnich latach, potrzebowałem jakiegoś pozytywnego filmu o starości. Nie naiwnego, nie pocieszającego, bo pocieszenia nie ma, nie, chodziło mi o film, który realistycznie ukaże mi Nieuniknione, ale poprowadzi mą myśl bez straszenia, a jeśli się da - także bez wzniecania rozpaczy.