To była wspaniała seria dla dzieci, ja wspominam niezwykle miło, dzieci uwielbiały Pana Kleksa:P
to najlepszy polski Sci-Fi jaki powstał pomijając że Gradowski do nie wymyślił a jedynie reżyserował, no ale Joanne Kathleen Rowling też nie reżyserowała Harrego Pottera
W dzisiejszych czasach seria o Panu Kleksie nigdy by nie powstała (poprawność polityczna, moralna itp.) Moim zdaniem to jeden z lepszych, o ile nie najlepszy polski film dla dzieci tamtych czasów. Byłam w kinie na wszystkich częściach i oglądałam je jak urzeczona. Teraz bardziej mnie śmieszą, a nawet zaskakują, ale od czasu do czasu fajnie sobie przypomnieć czasy dzieciństwa. A co do pytania z pierwszego posta, skąd taka niska nota. Zapewne stąd, że kolejne pokolenie już nie potrafi docenić uroku tego filmu, a widzi tylko niedoskonałości techniczne czy niedociągnięcia scenariuszowe. Teraz też to widzę, ale ponad dwadzieścia lat temu to był naprawdę świetny film, czego osoby w zbyt młodym wieku nigdy nie będą w stanie ocenić. Wtedy nie dziwiło mnie, że dzieciaczek wybiera się z marszu na inną planetę, z kompletnie obcym facetem, nawet nie mając zamiaru informować o tym ojca (póki ten nie okazał się przydatny). Dziś to dla mnie kompletny absurd, ale... co z tego?
Bardzo dobrze napisane.:) Wtedy takie rzeczy nie miały znaczenia. Ja oglądając Pana Kleksa przenosiłam się do zupełnie innego świata, ta seria była po prostu wspaniała. Teraz oczywiście już inaczej się ogląda, ale został wielki sentyment. No i głos Piotra Fronczewskiego - bezcenny. Mam wrażenie, że bez niego, to już nie byłoby to. Niesamowity głos i słysząc go czasem w TV, od razu widzę Pana Kleksa;) Podobnie jest zresztą z Pszczółką Mają i Wodeckim, od razu skojarzenie:)
Tak "co z tego" może z punktu widzenia ówczesnego dziecka jakim sam byłem ale teraz obiektywnie patrząc to są pewne "niedomagania" fabularne. Więc są dwie drogi co najmniej..albo ocenić ten film sentymentalnie i dać wysoką notę albo ocenić obiektywniej, sprawiedliwiej (?), dać notę nieco niższą albo wybrać drogę trzecią jak ja i nie ocenić .
No właśnie. Za bardzo odchodzi od stylu Brzechwy, próbuje być przesadnie nowoczesna i wyglądać jak filmy w USA podczas kiedy urok Akademii tkwił w tym, że była to po prostu dziewczęca przygoda, trafianie w różne dziwne i niezwykłe miejsca. Tak jak na końcu pierwszej części mamy "Opowiedziałem ci bajkę" Tutaj tej bajkowatości, dzieciństwa, jakiegoś sentymentu do tego co było brakuje.
Twórca za bardzo poszedł w stronę zrobienia Polskich gwiezdnych wojen (i to bardzo nieudolnie) zamiast zrobić coś w stylu Brzechwy.
Fragmenty zrzynające motywy z kina sf lat 80tych są tu w sumie najlepsze, najgorsze są paskudne muppety. Niestety w dziale kostiumowym ktoś za dużo bimbru popijał, bo nawet za dzieciaka zwyczajnie połowę filmu przewijałem.
Ponoć sam twórca narzekał, że amerykańskie s.f. to przerost formy nad treścią, tylko właściwie to co zrobił praktycznie było historią na godzinę, półtorej okraszone wydłużaczami pełnymi nudnych nieciekawych rzeczy.
A stworki faktycznie wyglądały słabo. Taka meluzyna i pustorak z podróży wyglądali nieźle, a tu mamy coś co wygląda jak robione na szybkiego i byle jak.
Sam pomysł stworzenia polskich star wars i nawet wrzucenie do tego kleksa był interesujący, ale nie potrafiono tego dobrze ubrać w fabułę.
Pewnie dlatego, że z każdą część pana kleksa poziom obniżał się.
Akademia pana kleksa > Podróże pana kleksa > Pan kleks w kosmosie
W latach 80' uważałem, że Podróże pana kleksa > Akademia pana kleksa > Pan kleks w kosmosie
Na Podróżach i pan kleks w kosmosie byłem w kinie w latach 80' .
Akademie widziałem jako ostatnią, dopiero w domu gdzieś pod koniec lat 80'
Nawet jak na lata 80-te to film jest po prostu bardzo zły - Nadto tandety, kiczowaty za dużo już tego ;)
Niska ocena pewnie dlatego, że gimby tak oceniają, bo są kiepskie efekty specjalne, nie ma nawalanki i dynamiki ;)
Nie. Po prostu film jest zwyczajnie słaby. Do pięt nie dorasta poprzednim filmom. Jest do bólu kiczowaty, tandetny, pełen sztampy i fatalnie wykonanych kostiumów oraz badziewnej scenografii. Zrobiony na siłę. Rury od odkurzacza zwisające z szyi bohaterów, które do niczego nie są podłączone. Melośmiacz, który irytuje. Potwory zrobione tak, że nawet w 1988 wyglądały po prostu żenująco. Do tego żenująca końcówka z dzieciakami strzelającymi laserami z palców. Ten film to kwintesencja kiczy i tandety.