Przez wiele lat "Pancernik Potiomkin" zajmował pierwsze miejsca na listach najlepszych filmów świata (wreszcie zastąpił go. całe szczęście, "Ojciec chrzestny").
Znaczy to, że jego siła rażenia (a właściwie - zarażania zjadliwym wirusem komuny!!!) była wielka.
Uważam, że to film zdecydowanie przereklamowany przez lewackich krytyków i analityków, z wielką szkoda dla kina, kultury i... losów świata:):):)
Z "Pancernikiem" jest tak, jak z "Moby Dickiem" - wszyscy wiedzą, że to "arcydzieła", nikt nie ma zamiaru męczyć się przy nich, czy poświęcać im czas.
Nie będę nawet czynił porównań do "Ulissesa" lub "W poszukiwaniu straconego czasu", dzieł jeszcze trudniejszych, ale też - absolutnych arcydzieł, też znanych w "kręgach intelektualistów" (i aspirantów do kultury), ale... równie rzadko czytanych (szczególnie - czytanych ze zrozumieniem), choć powoływanie się na te pozycje (co niniejszym czynię) to niezły szpan:):):)
Sekwencja "schodów Odeskich" wdarła się (została wszczepiona jak śmiercionośny wirus) do kultury masowej i stała się jej ikoną, jak... portret Che Guevary.
Tym gorzej dla tej kultury.
Gdybym miał wybierać pośród filmów Eisensteina (z niejakim obrzydzeniem) wskazałbym raczej na "Strajk", obraz bardziej charakterystyczny dla sowieckiej propagandy, mocniejszy, oryginalniejszy, nawet... nieco zwariowany.
Gdybym miał wybierać spośród filmów radzieckich tej samej epoki, wybrałbym raczej "Człowieka z kamerą" Wiertowa (dzieło rzeczywiście ponadczasowe, prawdziwie monumentalne i ocierające się o genialność).
Gdybym miał wybierać arcydzieło kin niemego, bez wahania optowałbym za "Męczeństwem Joanny d'Arc" Dreyera.
E tam, "Strajk" znakomity, "Męczeństwo..." również, ale i "Pancernik..." to mistrzostwo świata i status arcydzieła w pełni zasłużony. :)
A ty co? Niby już dawno skończyłeś "Czas odnaleziony", a "Ulissesa" przeczytałeś 4 razy? :P
Zresztą co to znaczy "dopiero"? Jeszcze młody jestem. :P
Może i stary jestem...:):):)
"Za moich czasów" te książki czytało się w wieku licealnym.
Ta, czyli wszyscy czytali "W poszukiwaniu..." i "Ulissesa" od deski do deski w liceum? :)
Nigdy tak nie było. :P
Ta, w liceum siedem tomów "W poszukiwaniu..." i całego "Ulissesa". ;)
Nawet na fakultetach humanistycznych się tak nie robi, więc nie ściemniaj. :P
"...Oto smarkówa barda. Smarkozielone morze, mosznękurczące morze..."
Piszę to z pamięci, po kilkudziesięcu latach:):):)
PS
To z "Ulissesa":):):)
Nie wstydzę się swojego wieku, choć mi tu różni piszą: "Ty gimbusie":):):)
Szkoda, że nie kończyli dobrego liceum, nie mieli dobrej polonistki i nie czytali dobrych książek...
najpierw w sarkastyczny sposób określasz ulissesa i "w poszukiwaniu" jako "arcydzieła" (sądzę, że celowo w cudzysłowie - tak wynika z kontekstu) - a teraz nazywasz je dobrymi książkami oraz sugerujesz, że pan D nie miał dobrej polonistki bo nie kazała mu czytać wyżej wymienionym książek
coś mi tu nie pasuje
Przynajmniej wiem jak się pisze "Ulisses" i "W poszukiwaniu straconego czasu". Może dlatego, że przeczytałem te arcydzieła. Może nawet z niejakim zrozumieniem?:):):) PS Swego czasu, bardzo dawno temu, szpanem było chodzić po mieście z "Ulissesem" pod pachą (z dziełem Prousta byłoby trudniej:):):):). Czy szpanerzy czytali? Sam zgadnij. Coś Ci jeszcze nie pasuje?
pisałem na szybko i nie zwracałem uwagi ale jeżeli jedna literka w te czy we wte jest dla Ciebie istotą wypowiedzi to nie świadczy o Tobie zbyt dobrze (swoją drogą pomyłka w pisaniu wcale mnie nie usprawiedliwia)
PS: tak nie pasuje mi to, że jesteś hipokrytą a masz problem to innych hipokrytów :)
To czysty (?) przykład "argumentacji ad personam"/
Zrewanżuję się na twoim poziomie.
Jesteś upierdliwym, agresywnym idiotą leczącym kompleksy:):):)
I na tym skończę "dyskusję".