Porównując z brudnym, ale chaotycznym "Krokodylem" oraz ewidentnie słabym "Wild animals", "Paran daemun" jest pierwszym w pełni udanym dziełem Kim Ki-Duka. Tutaj Koreańczyk robi wrażenie świadomego reżysera, który wie dokładnie co chce osiągnąć. Jest to także dzieło w późniejszych latach służące mu jako szkic do kolejnych filmów, takich jak choćby "Bad Guy".
Film opowiada o kilku zagubionych w życiu jednostkach, które mimo olbrzymiej wrażliwości pozwalają by słabości nimi zawładnęły. Ki-Duk nie byłby sobą gdyby nie znalazł kompromisu między wadami bohaterów, a ich uczuciami. Tak więc obserwujemy drogę ku szczęściu, usłaną patologią oraz przemocą. Zrozumienie rodzi się w wyniku wyrządzonych krzywd, bo doznając ich poznajemy uczucia oprawcy. By odrodzić się silniejszym, każdy musi upaść. Te reguły będą trudne do zaakceptowania przez widza, lecz gdy już zrozumiemy iż to nie kolejny film z półki exploitation, a przypowieść posiadająca głębszy seans, powinniśmy być zadowoleni.
Przepiękna jest zwłaszcza scena śledzenia, operująca subtelnością. Otwiera ona film na możliwość kilku ciekawych interpretacji. Udowadnia jednocześnie, z jak dokładnym reżyserem mamy do czynienia, bo zdajemy sobie sprawę czemu służył tak długi rozwój relacji Jin-ho/Hye-mi
Absolutnie polecam ten film. Na chwilę obecną daję mu mocne 7, lecz myślę że awansuje on na 8 w najbliższym czasie.